Dziś kuchenne inspiracje, przepisy proste do zrobienia "raz - dwa"! Szefem kuchni nie jestem, cukiernikiem też nie... ale gotowanie i pieczenie sprawia mi niebywałą radość. Kto by pomyślał! Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że będę dobrowolnie, i w dodatku z przyjemnością, pichcić to i owo - nie uwierzyłabym. A jednak!
~~ ~~ ~~ ~~ ~~
Gdy zakładałam tego bloga moją przewodnią ideą były rozmyślania, kobiecość i refleksje na różne tematy. I to również - a może i przede wszystkim? - jest. Lubię jednak dzielić się różnymi aspektami mojego życia, tym, co odkrywam, co sprawia mi radość, co chwilami pasjonuje i pobudza kreatywność. A że kulinaria pojawiły się w zakładkach, będę dzielić się z Wami przepisami na różne smakowitości.
A więc otwórzmy przepiśnik i do dzieła!
Dziś na deser ciasto pomarańczowe: puszyste, miękkie, chciałoby się napisać 'lekkie i przyjemne'. Przepis nie jest całkowicie mojego autorstwa. Zaczerpnęłam go od mojej koleżanki Moniki (ona to jest super cukiernikiem i szefem kuchni, mówię Wam!), która prowadzi swojego kulinarnego bloga "Mniamniuśna Pychota", dlatego od razu baaardzo polecam Wam odwiedzić ją i zobaczyć, jakie pyszne cuda tworzy.
Przepis na pomarańczowe ciasto jest bardzo prosty i szybki do wykonania, zatem idealnie nadaje się szczególnie wtedy, gdy nie macie zbyt dużo czasu na pieczenie słodkości, albo kiedy po prostu macie ochotę na coś lekkiego i smacznego. Uwierzcie mi, do zrobienia tego ciasta nie potrzebne Wam wyjątkowe zdolności. Na pewno wyjdzie. Przyznam się Wam, że darzę to ciasto sentymentem - o ile w ogóle można tak powiedzieć - a to dlatego, że było to pierwsze ciasto, które upiekliśmy wspólnie razem z moim (wtedy jeszcze)Narzeczonym.
Przepis Mniamniuśnej Pychoty na ciasto pomarańczowe
(czasami lekko modyfikowany przeze mnie):
250 g masła (miękkiego)
200 g cukru pudru
4 średnie jajka
1,5 łyżeczki skórki pomarańczowej
(ja starłam skórkę z jednej pomarańczy)
ziarenka z 1 laski wanilii
(zastąpiłam jednym cukrem wanilinowym, nie miałam aktualnie laski)
250 g mąki pszennej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1,4 łyżeczki sody
szczypta soli
100 ml soku wyciśniętego z pomarańczy
(ja wycisnęłam jedną pomarańczę)
~ dodałam kilka kropel aromatu pomarańczowego
Masło miksujemy z cukrem, wanilią i skórką z pomarańczy.
Dodajemy po jednym jajku i dokładnie mieszamy.
Następnie, w 3 razach, dodajemy mąkę i resztę suchych składników.
Na koniec wlewamy wyciśnięty świeżo sok z pomarańczy.
Gotową masę przekładamy do formy posmarowanej margaryną i wyścielonej papierem do pieczenia.
Ciasto piekłam w temperaturze 180 stopni (góra-dół) przez ok. 30 - 35 min, najlepiej sprawdzać patyczkiem i piec do momentu, aż będzie suchy, bo wiele zależy od wielkości formy.
Gotowe ciacho możemy posypać cukrem pudrem
lub przygotowanym z soku pomarańczowego lukrem.
Smacznego! :)
...
spójrzcie, jakie piękne wyrosło!
Miękkie, puszyste i wydawać by się mogło, że wiecznie świeżutkie!
Gdy kończyłam piec ciasto mój mąż zajmował się jeszcze różnymi sprawami, o które go prosiłam. Z czasem wygoniłam go do łóżka, bo w pracy nie ma ostatnio lekko, a sama zostałam w kuchni...gdzie pachniało świeżym ciastem, gdzie z piekarnika biło jeszcze gorąco, gdzie tu i ówdzie kleiło się od słodkiego lukru. W książce, którą ostatnio czytałam (klik) były takie piękne słowa:
Teraz myślała o tym, że prawdziwy dom to zapachy i dźwięki tworzące codzienność powszednią i codzienność odświętną.
Gdy mąż poszedł spać, zabrałam się za drugie ciasto. Delikatnie mieszałam składniki, kosztowałam czy aby na pewno dobrze smakuje, wąchałam olejki aromatyczne, których kropelki dodawałam do wypieków. Dziś na pewnym pięknym blogu zainspirowałam się do szukania szczęścia. Będę Wam z pewnością pisała o tym więcej, ale chciałam uchwycić choć jedną krótką chwilę. Wszędzie było prawie cicho, muzyka tylko lekko płynęła z głośników, a ja zachwycałam się masą ciastową, która delikatnie spływała na blachę tworząc fale, falbanki, pagórki i przeróżne wzory. I przypomniało mi się, jak moja mama potrafiła po nocach zostawać w kuchni. Szczególnie w przeddzień Świąt, gdy wszyscy (w tym ja) padnięci wędrowali spać, a mama wytrwale kończyła ciasta, robiła polewy, sprzątała kuchnię. Dziś to ja zostałam, a zamiast zmęczenia czułam spokój i poczucie szczęścia, że troszczę się o dom, że przyjdą goście, że mąż mógł odpocząć, że...jest pięknie, mimo, że nie zawsze lekko. To pięknie.
P.S. Właśnie wyciągnęłam z piekarnika murzynko-piernika.
Rewelacyjny! Czyżby kolejny przepis? :)