Kocham Cię, życie

11:55:00



Ostatnio mam dużo refleksji na temat życia. Nie dziwne, skoro w ostatnim czasie wciąż docierały do mnie informacje o czyjejś poważnej chorobie, o kolejnym wypadku samochodowym, albo o tym, że ktoś wreszcie o swoje życie zaczął walczyć. Co jest z tym naszym życiem...?

Kocham Cię życie, poznawać Cię pragnę
choć barwy ściemniasz, wierzę w światełko, które rozprasza mrok
wierzę w niezmienność nadziei
w światełko na mierzei, co drogę wskaże we mgle, nie zdradzi mnie, nie opuści mnie

a ja się rzucam z nadzieją nową na budzący się dzień
chcę spotkać w tym dniu człowieka, co czuje jak ja
chcę powierzyć mu swój niepokój
chcę w jego wzroku ujrzeć światełko

uparcie i skrycie...kocham Cię, życie
                                                                                                           E. Geppert

Nigdy nie wgłębiałam się w tekst tej piosenki. Dopiero teraz tak naprawdę przeczytałam na spokojnie te słowa. Dlaczego akurat te? Dlaczego akurat ta piosenka? Bo mówi o życiu, o tęsknocie, która jest w sercu człowieka...czyli o wszystkim, o czym pragnę dzisiaj napisać. A te słowa będą nas dzisiaj prowadzić.

Była sobie pewna młoda dziewczynka. Rozmawiałyśmy czasem o życiu, a przede wszystkim o tym, jak odnaleźć sens i siłę. Jej sytuacja była bardzo trudna. A ona sama, nie mając wsparcia, nie potrafiła udźwignąć tego, co trudne. Denerwowałam się na nią często. Dla mnie życie jest czymś bardzo cennym, i "jak na złość" (a tak naprawdę było to błogosławieństwem) spotykałam na swojej drodze osoby, które miały ogromny problem, aby swoje życie przyjąć, zaakceptować, pokochać. Często mówiły o tym, że już nie widzą sensu, że mają ochotę z tym wszystkim skończyć... A ja? Tyle na ile umiałam - starałam się pomóc. Ale w duchu niejednokrotnie bardzo się denerwowałam. Tak było też w przypadku tej osoby. Przez dłuższy czas nie miałyśmy później kontaktu. Musiała uporać się z tym, co jej powiedziałam, z tym, co spotyka ją w życiu. Kilka dni temu znów poprosiła mnie o rozmowę. 
Byłam przekonana, że znów usłyszę o braku jej woli do życia, o niechęci, o słabości. Byłam przekonana, że znów będzie nerwowo. A tymczasem co usłyszałam? Że zaczęła walczyć, że po ostatniej rozmowie dużo się zmieniło, że poszła do psychologa, że zaczyna układać relacje z ludźmi, że pamięta o tym wszystkim, co trudne, ale że czuje się silniejsza, że zbliża się do Boga. Usłyszałam silny i radosny głos! I wciąż mówiła: "Dziękuję, dziękuję, dziękuję: że mogę na Ciebie liczyć, że mnie wysłuchałaś, że znalazłaś chwilę czasu. Nie miałam się z kim podzielić tym, co się działo przez ostatnie miesiące, a bardzo chciałam. Dziękuję."

Dlaczego Wam o tym wszystkim piszę? Bo uświadomiłam sobie co jest najczęstszym problemem tego, że człowiek nie widzi sensu w swoim życiu. To brak drugiego człowieka. Kogoś kto pobędzie, wysłucha, porozmawia.

Źródło: www.citypictures.org

Nie opuści mnie. Czasami wystarczy nam świadomość, że ktoś jest obok. Że wysłucha jak trzeba będzie. Że nie odwróci się z impetem na pięcie. Owe światełko na mierzei to dla mnie człowiek. Człowiek, który nie musi wiele robić, tylko słuchać. W rozmowie, o której Wam mówiłam, po usłyszeniu kolejnego 'dziękuję' powiedziałam: Ale przecież ja nic nie zrobiłam, tylko słucham. I właśnie tego trzeba było - wysłuchania. I świadomości, że mogę przyjść, zadzwonić i ktoś będzie miał dla mnie czas.

Źródło: http://www.wallpaperhi.com/

Chcę powierzyć mu swój niepokój, w jego wzroku ujrzeć światełko...co drogę wskaże we mgle, nie zdradzi mnie, nie opuści mnie. Potrzebujemy drugiego człowieka, aby pomógł nam odkrywać wartość życia. Abyśmy mogli otworzyć przed nim serce, podzielić się trudnościami, radościami. A gdy się zgubimy potrzebujemy odnaleźć w drugim człowieku światełko, dzięki któremu będzie nam łatwiej o swoje życie zawalczyć. Potrzebujemy przyjaciela, męża/żony, brata/siostry, mamy/taty... człowieka, który będzie.

Naszło mnie na refleksje, ale widzę, jak często nie doceniamy tego, co mamy. Nie doceniamy życia, które jest nam podarowane. Jestem logopedą, a logopeda ma do czynienia z przeróżnymi dziećmi. Także z tymi bardzo chorymi, o zaburzonym funkcjonowaniu. Widzę trudności tych ludzi, ich rodzin. Ale niejednokrotnie widzę szczęśliwe dzieci i szczęśliwych, silnych rodziców, którzy przyjęli dar życia taki, jaki został im dany i starają się wykorzystać je w pełni i cieszyć się sobą na ile to możliwe. Widzę jednak ile rodzin nie ma dla siebie czasu, bo żyje tylko pracą, jednocześnie słysząc, że matka dwójki dzieci, która poświęciła im wszystko, co miała, jest niemalże nieuleczalnie chora. 

Mijają się wartości, świat pędzi i nie ma czasu się zatrzymać, a nasze życie to ciągła bieganina.
Może czas się zatrzymać? Czas pomyśleć i przewartościować swoje życie? 
Podziękować komuś, kto jest przy nas i chce nas wysłuchać? 
Czas, aby być dla kogoś oparciem? 
Zostawiam Cię z tą refleksją...o życiu, o człowieku, o tym co ważne i co warto walczyć.







You Might Also Like

13 komentarze

  1. Bo ten drugi człowiek najważniejszy właśnie w tym wszystkim... Mając oparcie, mając dla kogo żyć, mogąc kochać i być kochanym jest dużo łatwiej, dużo prościej... To życie od razu dużo bardziej kolorowe... Pięknie napisałaś, bardzo mądry tekst i zdecydowanie daje do myślenia... Uściski:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak miło mi Ciebie tutaj gościć. Masz rację, mając dla kogo żyć i wciąż kochać...to daje sens i siłę do wszystkiego. Zachwycam się Waszą rodzinką, w której tyle miłości i oparcia.
      Dziękuję! :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kasiu, tak mnie jakoś naszło na refleksje...

      Usuń
    2. Też czasem miewam takie przypływy refleksyjnych przemyśleń, czasem są potrzebne, szczególnie do tego by cieszyc się z tego co mamy :)

      Miłego wieczoru życzę!
      Kasia

      Usuń
  3. Zgadzam się z każdym napisanym powyżej słowem. To jest coraz bardziej powszechny problem - brak drugiej osoby i niemożność porozmawiania z kimkolwiek o tym, co nas trapi. A potem pojawiają się właśnie choroby (fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne) i dowiadujemy się na końcu, że "ta osoba nie wytrzymała" i postanowiła skończyć z własnym życiem. Przykre.

    Powiem szczerze, że i mi brakuje kogoś z kim mogę o wszystkim porozmawiać. Teoretycznie tą osobą jest mój mąż, ale jednak nie wszystkim chcę się z nim dzielić. Kiedyś znałam kogoś takiego, ale ta możliwość "rozmowy o wszystkim" zaprowadziła nas na manowce i dotkliwie uprzykrzyła życie. Dlatego teraz rozmawiam o tych najtrudniejszych sprawach ze sobą i z Bogiem. I jakoś powoli idę do przodu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci Olu, że z problemem tym baaardzo często się spotykam. Nie wiem czemu Pan Bóg tak jakoś to układa, że "zsyła" mi takie osoby z problemami. Ale może właśnie dzięki temu łatwiej mi docenić to, co mam?

      Ja na szczęście z moim mężem to o wszystkim. Jakoś tak nam się udało dobrać i porozumieć, że jesteśmy dla siebie oparciem i "pierwszym kontaktem" we wszystkich sprawach. A do Pana Boga? Też...bardzo... z Nim dobrze jest rozmawiać.

      Trzymaj się dzielnie! :)

      Usuń
  4. Jeszcze kilka miesięcy temu dawałam ponieść się negatywnym emocjom, czarnym myślom czy wygórowanym oczekiwaniom wobec drugiej osoby. Obecnie staram się docenić to co mam i nie gonić za nieosiągalnym. I przyznam, że mimo znerwicowania jestem człowiekiem szczęśliwym, uważam, że mam fajne życie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam więc kciuki, żebyś zawsze czuła się szczęśliwa :)
      Mnie też czasem łapie nerwówka i dużo musi być "po mojemu" bo inaczej to źle. Ale każdy z nas wciąż się uczy. A pokochanie siebie i swojego życia bardzo nam ułatwi bycie szczęśliwym :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Życiem jest darem dla każdego człowieka. I nie można się poddać tylko walczyć jak najlepiej można. I nie szukasz rozwiązania np. z tym wszystkim bo to nie jest rozwiązanie.Trzeba tylko walczyć!!
    I trzeba szukasz osobę która nas wysłucha to jest najważniejsze też.

    Piękne to co napisałaś i mądre bardzo.
    Pozdrawiam Serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Zawsze trzeba walczyć, tak jak potrafimy. Życie jest cudem i pięknym darem.

      Pozdrawiam Cię!

      Usuń
  6. otwierasz oczy... bo przecież potrzeba tak mało. Tylko wysłuchać. Oj ile razy mnie samej zdarzyło się, że komuś (najczęściej mojemu mężowi :))) powiedziałam o tym, co mnie trapi i czułam, że kamień spada mi z serca! Nawet jeśli problem się nie rozwiązał, to samo powiedzenie o nim, wygadanie się dało już nowe spojrzenie na tę sytuację i w pewnym sensie było wyzwoleniem się z dręczących myśli! Jak dobrze, że Pan Bóg na naszej drodze stawia ludzi, którzy mogą nas wysłuchać. Dać nadzieję. A przez nich sami stajemy się silniejsi.
    Wystarczy tak niewiele...
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Bóg wie, kogo nam trzeba i jak zdjąć kamień z serca. Dobrze jest się wygadać, dobrze jest kogoś mieć obok.
      Dziękuję za Twoje piękne słowa! :)

      Usuń

Popular Posts

Like us on Facebook

Flickr Images

Instagram

Subscribe