Poniedziałek. Powroty do pracy, pozadomowych obowiązków. W tym roku mnie to nie dotyczy. Czekałam na przyjście Boga w Małym Dzieciątku, a teraz czekam na kolejne narodziny. Święta się nie skończyły, choć rodzina już odjechała i obrus świąteczny zniknął z przepełnionego stołu... To trwa. Siedzę pod ciepłym kocem i wpatruję się co chwila w blask choinki. Piękna jest w tym roku. Pachnąca, wysoka, w czerwień i złoto ubrana. Prosta. Nasza. Siedzę i rozmyślam...
Czy każdy Twój dzień jest dobry? Może czasami budzisz się, patrzysz w pokryte szarością nieba okno i już wiesz, że ten dzień po prostu nie może być dobry. A już na pewno nie może być wyjątkowy. Znów wstaniesz, zjesz śniadanie takie samo jak wczoraj, pójdziesz do pracy lub na uczelnię, a może wykorzystasz wolny dzień żeby posprzątać lub - nie robić nic. I tak będzie mijała godzina za godziną, aż w końcu wieczorem stwierdzisz, że faktycznie nie wydarzyło się tego dnia nic specjalnego. Bo - Kochani - to codzienność właśnie. Kiedy to nic ciekawego się nie wydarza - a przynajmniej tak nam się wydaje. A gdyby tak tę zwyczajną codzienność, ten zwyczajny dzień odkryć na nowo? Spojrzeć na niego jeszcze raz i zobaczyć, że to wszystko było ważne, potrzebne, że każdy, zwykły dzień jest wyjątkowy i niepowtarzalny? Wyjątkowy w swojej zwyczajności. Dziś pokażę Ci mój dzień. Dzień tak zwykły jak wiele innych. Moja rutyna, czasem w towarzystwie słońca a najczęściej w szarości nieba. Dzień tak prosty. A ważny jednocześnie.
Długo zastanawiałam się z czym przyjść do Was, żeby wynagrodzić moją kilkutygodniową nieobecność. Wymyślałam, planowałam, kilka podchodów robiłam i dalej nic. Aż w końcu usiadłam po raz kolejny z kubkiem ciepłego mleka z miodem i pomyślałam, że napiszę o tym, co jest dziś, co jest teraz i co czasami wcale nie jest ważne i nie zmieni świata na lepsze. A pisząc to przyznam się jednocześnie do tego, że czasami robię...wielkie nic. Po prostu nic.
Są takie ciasta, które wręcz proszą się o to, by przygotować je na jesienne wieczory. Do pysznej herbaty, kawy albo gorącej czekolady. Idealne o każdej porze. Ciasto bananowe z bakaliami.
Tak to już jest, że ze zwykłej pomyłki coś dobrego może powstać. Coś dobrego i coś życzliwego. Ale i coś inspirującego, co sprawi, że głową trzeba trochę poruszyć, pomyśleć i docenić. Tak właśnie - docenić.
Wrzesień to jeszcze lato. To jeszcze wakacje. To już też troszkę jesień - w tym roku słoneczna i barwna. Długo zastanawiałam się nad rozpoczęciem cyklu "Ulubionych...". Na początku mojej przygody z blogowaniem raz na jakiś czas pojawiały się "Dobroci..." - i zniknęły. Czas nadrobić zaległości i wrócić, bo cóż może być lepszego niż dostrzeganie dobra i piękna, które nas spotkało i zachwyciło?
Czasem są takie dni, gdy otwierasz oczy i wiesz, że ten dzień będzie dobry. Słońce przebija się przez chmury i nawet chodny wiatr nie taki straszny, jak się zapowiada. Śniadanie lepiej smakuje i nawet perspektywa intensywnie pracowitego dnia nie przeraża. I nagle dowiadujesz się o tym, że ktoś lubi to, co robisz. No jak tu się nie cieszyć?
Dziś dowiedziałam się o świetnej inicjatywie, jaką jest nominacja Liebster Blog Awards. Wydawałoby się, że to blogowy łańcuszek, jednak przyglądając się temu bliżej widzę świetne dzieło, dzięki któremu blogerzy doceniają siebie nawzajem, pomagają promować blogi mniej znane, ale też są pretekstem do tego, by - przy pomocy specjalnych pytań - dać się bardziej poznać swoim czytelnikom.
Czym dokładnie jest Liebster Blog Awards?
"Nominacja do Liebster Blog Awards jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za dobrze wykonaną robotę. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno Ci nominować bloga, który Cię nominował."
A nominację otrzymałam od cudnej osóbki, która prowadzi bloga Simply, my lifestyle, miejsce, które bardzo lubię, bo zachwycam się cudnym salonem i dodatkami idealnie dobranymi. Jej wnętrza to niejednokrotnie moja wielka wnętrzarsko - domowa inspiracja, więc tym bardziej się cieszę, że to właśnie Ania dostrzegła w moim blogu coś, co warto docenić.
Ania przygotowała 11 pytań, które - przyznam szczerze - bardzo przypadły mi do gustu, a jednocześnie zmusiły do przemyślenia niektórych spraw. Lubię takie inicjatywy! Gdzie zupełnie obce osoby nawiązują ze sobą blogowy kontakt, znajdują inspirujące miejsca i doceniają wzajemnie swoją pracę. A teraz? Zabieram się pracy. Dzięki Ani i Wy będziecie mieli okazję poznać mnie troszkę bardziej, to dobra okazja!
1. Kiedy piszesz nowe posty? Gdy napadnie Cię wena czy zawsze masz coś w zanadrzu, rano czy wieczorem, szybko czy szykujesz się do tego dłużej?
Z tym moim pisaniem to różnie bywa. Zawsze mam ambitne plany, by pisywać regularnie, by dbać o to miejsce, które stworzyłam. Czasem wpisy planuję dłuższy czas, aż nagle dopada mnie wena, coś mnie zainspiruje i blogowe pomysły ulegają zmianie. Jak już siadam jednak do pisania to zazwyczaj jest to moment, w którym mam czas, chwilę dla siebie: czasem podczas porannej kawy, innym razem wieczorem i raczej jest to dłuższa przygoda, a nawet gdy planuję napisać coś raz dwa, to pisanie przeciąga się i przeciąga i trwa i trwa... ale lubię to pisanie, które wyjątkowo mnie relaksuje i uspokaja.
2. Czy cofając się w czasie zaczęłabyś ponownie przygodę z blogiem w ten sam sposób? Jeżeli nie, to co byś zmieniła?
Cofając się w czasie na pewno rozpoczęłabym przygodę z blogowaniem, ale czy w ten sam sposób? Chyba niewiele bym zmieniła w mojej blogowej przygodzie. Może tylko bardziej przyłożyłabym się do znalezienia odpowiedniej nazwy bloga, aby obeszło się bez jej zmiany. Zamierzenie jednak zostało spełnione, jest trochę o kobiecości, trochę o tym co mnie zachwyca i inspiruje, trochę o przestrzeni, w której żyję. I tak właśnie miało być.
3. Możesz przenieść się gdzie chcesz, masz komputer i aparat, post marzeń u stóp, gdzie byś się przeniosła i o czym napisała?
Moja wyobraźnia ma teraz wielkie pole do popisu. Pierwsza moja myśl, to Toskania... uwielbiam to miejsce, chciałabym czasem znaleźć się w pięknym, starym toskańskim domu, zachwycać się widokami i pisać o pięknie i spokojnym, szczęśliwym życiu. Ale po dłuższym namyśle stwierdzam, że chciałabym się przenieść do drewnianego, przytulnego domku. Domku z werandą, z widokiem na jezioro, góry i las. Z miękkim fotelem i pluszowym kocem. I to byłoby moje miejsce. Fotografowałabym każdy drewniany zakamarek i pisałabym o życiu, o tym co czuję, co mnie w tym życiu - z dala od miejskiego zgiełku - zachwyca.
4. Domek na wsi czy apartament w centrum miasta?
Zdecydowanie domek na wsi. Wychowałam się w małym miasteczku, a następnie w sąsiedniej wioseczce, gdzie przestrzeni było dużo, można było biegać na boso po mokrej od rosy trawie i oddychać świeżym powietrzem. Na studia trafiłam do Warszawy, więc zderzyły się ze sobą dwie skrajności: spokój i zgiełk. Czasem myślałam sobie, że chciałabym mieszkać na wysokim piętrze w wieżowcu w centrum Warszawy, żeby wieczorami móc oglądać oświetlone miasto - lubię widok miasta nocą. I czasem gdzieś te myśli siedzą w mojej głowie, ale tylko chwilami. W sercu stale i niezmiennie mieszkają marzenia o własnym domku, pod miastem, na wsi, z niedużym ogrodem, drewnianą werandą, wielkimi oknami na świat i kwiatami wokół. Tak, takie ot marzenia.
5. Ciepła herbata i książka czy dobre wino i miłe towarzystwo?
I to i to! Ciepła herbata i książka to idealny przepis na wieczory, zwłaszcza te jesienno - zimowe. Do tego ciepły koc, miękkie łóżko i zapalone świece. Ale lubimy przyjmować gości! Gdy grono przyjaciół pojawia się w domu i przestrzeń wypełnia się radością, dobrze wypić lampkę wina, uśmiechnąć się do siebie i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. Tak, wybieram obie możliwości :)
6. Pies czy kot?
Pies. Mimo, że odkąd pamiętam mieliśmy z bratem koty. Gdyby jednak marzenie o domku na wsi mogło się kiedyś spełnić, pies byłby w tej naszej przestrzeni mile widziany.
7. Możesz opisać i fotografować wnętrze domu gwiazdy, celebryty, kto by to był?
Na początku pomyślałam: "Nie mam pojęcia!", a potem stwierdziłam, że nie chciałabym fotografować domu celebryty. Za to bardzo, ale to bardzo chciałabym fotografować domy moich przyjaciół, młodych małżeństw, rodzin. Mamy cudownych przyjaciół, wspaniałe młode małżeństwa i wiem, że swoją wyjątkowością tworzą szczególne domy, pełne miłości i ciepła. I właśnie to chciałabym pokazać na tych fotografiach: ich codzienność, ich wnętrza, które są piękne dzięki swoim mieszkańcom.
8. Jaką książkę ostatnio czytałaś i możesz z czystym sercem polecić?
Ostatnio wciąż wracam do książek, które przeczytałam już dłuższy czas temu. Niezmiennie zachwycam się serią książek o szczęściu Anny Ficner - Ogonowskiej ~ klik ~. Polecam te książki wszystkim, którzy chcą odnaleźć w życiu coś więcej, zastanowić się co z tym naszym życiowym szczęściem, zanotować kilka sentencji i zachwycić się też codzienną miłością, która nas spotyka. Kolejną inspirującą książką jest historia pełna dobra, miłości i wiary w drugiego człowieka. Bliżej słońca ~ klik ~ to książka dla każdego, kto pragnie ogrzać swoje serce ludzką dobrocią. I coś dla kobiecego serca, pełnego marzeń i pragnień. Suknia ślubna ~ klik ~ - ta jedyna, najpiękniejsza, będąca spełnieniem kobiecych pragnień. Książka porusza wszelkie zakamarki serca, budzi pragnienia, tęsknoty. Jest po prostu piękna i warto po nią sięgnąć.
9. Która pora roku inspiruje Cię najbardziej?
Każda pora roku ma w sobie coś inspirującego. Wiosną i latem lubię otaczać się lekkością i świeżością, lubię gdy w domu są świeże kwiaty, pastelowe dekoracje i gdy to wiosenno - letnie ciepło jest w każdym zakamarku naszego domu. Jesienią i zimą wyciągam świece, ciepłe koce, zbieram kasztany i szyszki, wpuszczam co rano świeże powietrze do domu. I gdybym mogła wybrać, to chyba właśnie jesień wybiorę. Tę jesień słoneczną, ciepłą i kolorową. Ona dobrze mnie nastraja.
9. Która pora roku inspiruje Cię najbardziej?
Każda pora roku ma w sobie coś inspirującego. Wiosną i latem lubię otaczać się lekkością i świeżością, lubię gdy w domu są świeże kwiaty, pastelowe dekoracje i gdy to wiosenno - letnie ciepło jest w każdym zakamarku naszego domu. Jesienią i zimą wyciągam świece, ciepłe koce, zbieram kasztany i szyszki, wpuszczam co rano świeże powietrze do domu. I gdybym mogła wybrać, to chyba właśnie jesień wybiorę. Tę jesień słoneczną, ciepłą i kolorową. Ona dobrze mnie nastraja.
10. Przymiotnik, który opisuje Ciebie i Twoje wnętrze.
Prawdą jest, że trudną rzeczą jest mówić o sobie i w sobie czegoś szukać. Jeśli jednak miałabym znaleźć jeden przymiotnik, to byłoby to "ciepły". Chcę - w nadziei, że tak jest - być osobą ciepłą, dawać ludziom uśmiech, dobro, nawet w niewielkich sprawach. I staram się by ta przestrzeń, w której żyję również taka była, żeby ludzie dobrze czuli się przy mnie i w naszym domu. Ocenić to muszą już moi najbliżsi.
11. Wiem, że jestem początkująca w tej strefie, ale czy jakiś mój post rzucił Ci się szczególnie w oczy, czy coś się Tobie u mnie spodobało?
I tu odpowiedź bezpośrednio do Ani, ale i do Was, bo polecam jej bloga - przytulne miejsce stworzyła. Trudno wybrać mi teraz jeden wpis, który przykuł moją uwagę, bo cenię całokształt. Blog Ani jest dla mnie inspiracją. Prócz tego, że pokazuje nam swoje naprawdę piękne wnętrza to szuka w internecie inspiracji wnętrzarskich - czyli to, co lubię. Jeśli też jesteście takimi domowymi maniakami, zerknijcie do Ani, a tak jak ja zachwycicie się jej domem: czystym, przytulnym, ciepłym i po prostu pięknym!
Przebrnęłam! I bardzo się cieszę tym doświadczeniem, tym, że mogłam przed Wami odkryć kawałek siebie. A teraz kolej na moje nominacje. A jest kogo nagradzać, bo wiele tych miejsc wartościowych, do których zerkam i które Wam również polecam, bo na pewno znajdziecie u nich coś dla siebie.
Liebster Blog Awards
wędruje do:
1. Kamyki trzy, czyli Natalia, jej Mąż i wspaniały Tadeusz, który rozbraja uśmiechem i swoją małą, artystyczną duszyczką. Jeśli szukacie rodzinnych codziejników, zdrowych przepisów i inspirującej kuchni, zerknijcie do tej Rodzinki!
2. Kantorek Katjuszki, to przyjaciele naszych Kamyków. Kasia i jej córeczka Maja to chodzące, kobiece inspiracje. Kuchnia dla malucha i nie tylko, piękne fotografie i ciepło bijące od dziewczyn jest tak przyciągające, że jak już raz je odwiedzicie - zostaniecie na zawsze. I dobrze!
3. Mała Wielka Rodzina, to Ola, która dzieli się swoją codziennością. Kobieta, żona i przyszła Mama. Specjalistka od szydełkowania, czego ogromnie jej zazdroszczę! Polecam każdemu, szczególnie przyszłym Mamom - warto się wspierać i dzielić doświadczeniami.
4. Żona i Mąż, to miejsce dla każdego, lecz w szczególności dla małżeństw. Mądra ta Żona - opisuje to, co ważne, często to, co trudne i wciąż stawia wysoko poprzeczkę ku temu, by wzrastać w Miłości ku małżonkowi.
5. Inwestycja w miłość, czyli Inwestująca Agnieszka - Żona i niezwykle mądra kobieta. Rozsądnie patrzy na świat, porusza ważne tematy z zakresu komunikacji międzyludzkiej, troski o więzi małżeńskie i we wszystkim jest przede wszystkim Kobietą.
6. Drewniany domek - uwielbiam to miejsce. Patrycja mądrze pisze o wszystkim. O wychowaniu, o zdrowym trybie życia, o pasjach i spojrzeniu na codzienność. Pedagog, narzeczona... no piękne miejsce w sieci stworzyła i trzeba tam zajrzeć koniecznie! Mam nadzieję, że szybko wróci do pisania, bo z niecierpliwością czekam na jej blogowe nowinki.
7. Klimaty Agness - miejsce to odkryłam niedawno i przepadłam na dobre. Zdjęcia, które ocieplają i inspirują. Kulinaria, że aż chciałoby się biec do kuchni i upichcić jedno z przepysznych ciast. Kopalnia inspiracji!
8. Decoraga, czyli kolejna kopalnia wnętrzarskich inspiracji. Lubię blogi, w których mogę przejrzeć zbiór fotografii, podejrzeć to i owo i takim miejscem niewątpliwie jest właśnie Decoraga.
9. My dream Home, bardzo przytulne miejsce. Na blogu chwilowa przerwa, ale na facebook'owym profilu wciąż piękne zdjęcia. Mam nadzieję, że tym wyróżnieniem przywrócimy autorkę do pisania.
10. Wyruszyć w dal, czyli wreszcie męska część blogosfery. Paweł postanowił wyruszyć w dal i szukać odpowiedzi na życiowe tematy. Pisze o Bogu, o swoich przemyśleniach, publikuje wywiady z ciekawymi osobami. Warto przejrzeć jego treści, może akurat znajdziecie w nich coś dla siebie?
11. Bloginotes, czyli jeden z moich ulubionych męskich blogów. Jerzy, prywatnie mój kolega i bardzo ciekawy człowiek. Ukochał sobie notesy i zapisuje w nich wszystko: codzienne spotkania, inspirujące cytaty, podróże autostopem i to, co akurat siedzi w jego głowie. Ciekawe spojrzenie na świat i dusza pełna przygód. Po prostu musisz go poznać.
Moi Drodzy! Moje wyróżnienie wędruje do Was, bo odwiedzając Wasze miejsca zawsze znajduję coś dla siebie. I warto o Was mówić, nawet jeśli większość z Was jest już bardziej znana niż ja. Dobrą inicjatywą jest docenianie swojej pracy, więc tym bardziej cieszę się z tego blogowego doświadczenia, jakim jest Liebster Blog Awards. Zachęcam Was do udziału. A nawet jeśli nie skorzystacie z łańcuszkowej formy tej inicjatywy, to pozostawiam dla Was 11 pytań. Oby były Waszą inspiracją.
1. Co jest dla Ciebie ważne? Kariera, dom, rodzina, może podróże i przygody? A może wszystko po trochę, w odpowiednich dla Ciebie proporcjach?
2. Co Cię zachwyca i inspiruje?
3. Jakie motto towarzyszy Ci w Twojej codzienności?
4. Co sprawia, że się uśmiechasz?
5. Jakie jest Twoje ulubione miejsce na świecie?
6. Czy jest takie miejsce w Twoim domu, które ukochałeś najbardziej?
7. Twój przepis na udany dzień, jakie ma składniki?
8. Czym jest dla Ciebie prowadzenie bloga i co dzięki temu zyskałeś/straciłeś?
9. Jaka jest Twoja największa pasja?
10. Gdybyś mógł coś zmienić w dzisiejszym świecie, co by to było?
11. Gdybyś mógł przekazać jedną myśl napotkanej przypadkowo osobie, co by to było?
Będzie mi miło, jeśli zainspirujecie się moimi pytaniami. Jestem niezmierni ciekawa Waszych odpowiedzi, bo dzięki nim będę mogła Was - inspirujących ludzi - poznać jeszcze lepiej!
Lubię jesień. A nawet bardzo. Gdyby jesień oznaczała rześkie poranki, słoneczne spacery, szeleszczące liście i mnóstwo kolorów, byłaby to zdecydowanie moja najukochańsza pora roku. Trudniej z tą jesienią deszczową, ale póki mogę siedzieć w ciepłym domku, nawet i taką przyjmę. Dla mnie jesień to jednak coś więcej.
Jesień ma w sobie coś takiego, co ociepla nasze serca. A przynajmniej moje. Sprawia, że pragniemy otaczać się ciepłem: światłem, świecami, ciepłymi barwami, pluszowym kocem, grubymi swetrami i wszystkim, co sprawia, że jest nam ciepło. Jesień to takie preludium do zimowych wieczorów, gdzie pragnienie ciepła spotęguje się jeszcze bardziej. Ale ja już teraz lubię tym ciepłem wypełniać przestrzeń. To jesienią najlepiej zaczyna smakować słodkie kakao, albo gorąca czekolada z mlekiem. To jesienią przygotowuję do dzbanka gorącą herbatę z sokiem, która jest idealnym rozpoczęciem i zakończeniem dnia. Jesienią przynoszę do domu wrzosy, które sprawiają, że ta barwna pora roku nabiera jeszcze większej jesienności.
Jesień to mój czas na spokojny dzień. To świeże i chłodne powietrze wpuszczone do domu przez otwarte okno. To przyjemna książka czytana pod ciepłym kocem. To wieczory, podczas których świece palą się codziennie, sprawiając, że przytulnie się robi w tym naszym domu. To taka pora, kiedy zbieram kasztany w drodze do domu, a z kasztanami jakąś samotną szyszkę podniosę z ziemi. Mąż mój się uśmiecha, gdy staję co trzy kroki i zbieram, co tylko moje oko dojrzy. Ale tak to już jest z tą jesienią. I tak to już jest ze mną, zbieraczem domowych skarbów.
Kocham te jesienne barwy: ciepłe brązy, pomarańcze, promienie słońca takie ciepłe. Jest mi wtedy dobrze. Wypijam kubek gęstego soku i rozglądam się po tym naszym domu, coś zmieniam, żeby już nie wakacyjnie było, ale jesiennie. Coś przestawiam, dokładam, upiększam. Jesień to dla mnie czas zmian. Tak jak wiosna budzi każde wnętrze do życia, tak jesień nasz dom wycisza i uspokaja. Lubię to uciszenie. I lubię wtedy usiąść i słuchać ciszy, odgłosów ptaków, śmiechów dzieci wracających z przedszkola, jesienią to wszystko jest dla mnie inne. A może to ja jestem inna jesienią?
Jest jeszcze coś, co jesienią jest równie wyjątkowe, a jeszcze bardziej ocieplające. To miłość, moi drodzy. To czułości i troska. To przytulanie, bo cóż ociepla bardziej, niż drugi człowiek, kochający tak bardzo? Miłość to najważniejszy składnik każdego dnia, każdej pory roku, także i naszej jesieni. Bo bez miłości inaczej wszystko smakuje. A chodzi o to, żeby przepis na jesień był idealny!
To mój osobisty na jesień przepis, co chwilę urozmaicany, udoskonalany, lecz na jesień idealny.
A Twój przepis na jesień?
Jakie ma składniki?
In
codzienność,
dom
DOM
Jednorodzinny, w bloku, w starej kamienicy. Nad jeziorem albo w górach, a może jednak nad morzem? Mała kawalerka, przestronne mieszkanie. Z balkonem albo z ogródkiem. Lub tylko z oknami bielonymi świeżą firanką. Dom. Najważniejsze miejsce na świecie.
Czasami są takie dni, w których dużo myślę. O tym co jest, o tym co będzie. Patrzę na pusty talerzyk po zjedzonym śniadaniu, wyglądam na ogródek - jeszcze jest cień, wieje lekki wiatr i można jeszcze poczuć przyjemny chłód poranka. Mąż w pracy, zakupy zrobione, sprzątanie i obiad przede mną. Lecz bez pośpiechu. Dziś jest ten spokojny dzień. Dzień myślenia, planowania, odczuwania. Co tak naprawdę jest ważne... Też miewasz takie dni?
Jak dawno mnie tu nie było! Niemalże słuch po mnie zaginął - możnaby stwierdzić. Mimo, że wakacje, to czas u nas bardzo intensywny, stąd i brak mojej aktywności. Wracam jednak powoli i wreszcie co nieco będzie się tutaj pojawiało.
Długo trzymałam moje poglądy na wodzy. Rzadko oglądam telewizję "na żywo", więc nie mam styczności z aktualnymi reklamami. Ale wystarczy, że w weekend usiądę przed telewizorem, gdy odwiedzam rodziców, i nagle uderza mnie fala reklam. I aż za głowę się chwytam gdy widzę, jak bardzo (nie)wychowawcze mamy te media... o czym mowa?
Są takie książki, które sprawiają, że zaczynamy inaczej patrzeć na świat. Które pukają do wszystkich drzwi w naszym sercu, pociągają za każdą możliwą strunę. Które otwierają oczy na to, co naprawdę ważne. Które sprawiają, że chcemy nieść ludziom dobro, doceniać to, co mamy. Które przybliżają nas do ciepła. Do ciepła drugiego człowieka, które otula nas niczym ciepło słońca. Tak... są takie książki, które przybliżają nas do słońca.
Paul jest młodym lekarzem. Z planami na przyszłość i perspektywami. Pewien Bożonarodzeniowy dyżur w szpitalu okazuje się przełomowym momentem w jego życiu. Pozostawiając rodzinę i zabierając bolesne wspomnienia, Paul wyjeżdża do Peru...
Christine żyje w idealnym, pedantycznym świecie. Przymierza swój ślubny welon, który już za tydzień będzie dodatkiem do wymarzonej sukni. Wszystko dopięte na ostatni guzik, trzeba tylko zamówić więcej eklerów i wypożyczyć smokingi. Na tydzień przed ślubem jej serce zostaje złamane, a ona sama pogrąża się w rozpaczy. Za namową przyjaciółki zgadza się wyjechać na 10-dniową misję humanitarną do... Peru.
Spotykają się w otoczeniu amazońskiej dżungli, w El Girasol - Słonecznik. Paul jest opiekunem sierocińca dla porzuconych dzieci z peruwiańskich ulic. Jak pisze w swoim pamiętniku: "El Girasol jest dowodem na to, że i my możemy być lepsi - że możemy być dobrzy. Choć więc o tym, co robimy, wie prawdopodobnie niewielu, wartość tego skromnego sierocińca wyraża się nie tylko liczbą chłopców, których ratujemy. Bo może to my, a nie oni, potrzebujemy ratunku. I właśnie dlatego Słonecznik to coś więcej niż tylko miejsce. To nadzieja." I w tym miejscu nadziei spotykają się losy Paula i Christine. Czy tylko losy? Może ich obawy? Bolesne wspomnienia? A może przede wszystkim spotykają sę ich serca?
Pobyt w El Girasol zmienia światopogląd Christine. Kobieta nagle zdaje sobie sprawę, że jej problemy nie są centrum wszechświata i że tak naprawdę nic nie wie o problemach patrząc na to, z czym zmagają się te peruwiańskie dzieci. Stopniowo i powoli zaczynają otwierać się drzwi jej serca. Dzięki dzieciom, dzięki głuchoniemej Roxane i małemu Pablo, dzięki Paul'owi...
"Bliżej słońca" nie jest książką z półki 'tanich romansów'. Sam autor pisze, że jest to "opowieść przygodowa i zarazem miłosna, historia o poświęceniu i zaufaniu. Ale przede wszystkim jest to opowieść o nadziei." Tak... to opowieść, w której docierają do nas słowa, że najlepszym lekarstwem na złamane serce jest oddać je innym, na służbę, poświęcenie, dawanie tego, co mamy najlepsze. To opowieść o odkrywaniu amazońskiej dżungli, pełnej niebezpiecznych zwierząt i panujących na każdym kroku chorób. To opowieść o tym, że w dalekiej dżungli, w skromnym świecie peruwiańskiego sierocińca można zmierzyć się z lękami, obawami i nauczyć się inaczej patrzeć na życie. To opowieść o tym, że najstraszniejszym przeżyciem w dżungli nie musi być spotkanie z anakondą, ale czuwanie przy ukochanej osobie leżącej w amazońskiej, śmiertelnie niebezpiecznej gorączce.
To historia o tym, że jeśli miłość jest prawdziwa, to wszystko ułoży się samo. To los się o nią upomni. Nie przeczytamy tu rozpaczliwej walki o miłość. Nie przeczytamy tu o pożądaniu, które nie wytrzyma próby czasu. Ale przeczytamy o rodzącym się niespodziewanym uczuciu, które zmienia losy wszystkich bohaterów, które leczy zranione serca i jest silniejsze od bólu...
"Bliżej słońca" to opowieść dla każdego. Dla kobiety, dla mężczyzny. To przygoda odkrywania amazońskich zakątków, skarbów Machu Picchu, niebezpiecznych przygód, walki o życie. To otwieranie swojego serca, by służyło najmniejszym. To otwieranie swojego serca na miłość.
El Girasol to historia prawdziwa. Historia o miłości, o zaufaniu i nadziei. Ale to też przejmująca historia o tym, że miliony dzieci żyje na ulicach, że miliony dziewczynek jest porywanych i wykorzystywanych. Że mali chłopcy nie wiedzą dlaczego znaleźli się na ulicy, ani kim byli ich rodzice. Dlatego nie jest to 'tania książka o miłości'. To książka niosąca nadzieję. Książka dla każdego. Książka odpowiednia w każdym momencie naszego życia.
Jeśli chcesz odetchnąć, wyciszyć się, a jednocześnie przeżyć piękną przygodę,
weź do ręki tę książkę - tak prostą, lekką, a jednocześnie niosącą
bardzo ważne przesłanie nadziei, miłości i służby.
Zastanawialiście się kiedyś gdzie jest Wasze miejsce? Miejsce, w którym Wasze serce naprawdę odpoczywa, gdzie oddech może się spowolnić, gdzie jakoś łatwiej myśli zebrać? Miejsce, w którym czujecie, że wszystko - choćby pod górkę - idzie w dobrym kierunku?
Lubię każdy świąteczny czas. Lubię wszystkie te chwile, które pomagają nam zebrać się razem i być. Razem gotować, zajadać, odpoczywać, spacerować, doświadczać czegoś ważnego. Święta Wielkiej Nocy, czas wyjątkowej nadziei i skupieniu się na życiu, to piękne dni wspólnego przebywania. I mam nadzieję, że mimo padającego co chwilę śniegu, wasze domy były przepełnione ciepłem serc, ciepłem rodziny, ciepłem ludzkiej wiosny.
I znów mnie serce ubiegło, odrzuciło na bok inne plany i tematy do poruszenia bo... samo jest tak poruszone i wzruszone, że krzyczy, aby podzielić się z Wami tymi wszystkimi emocjami, które gromadziły się już od pewnego czasu.
Uwielbiam zapamiętywać piękne chwile. Uwielbiam wspominać, wracać do wielu chwil - tych ważnych, podniosłych ale i tych prostych. Tak prostych jak wspólny poranek przy świeżych kwiatach. Uwielbiam piękne zdjęcia, które zatrzymują ludzką codzienność, wzruszenia, uśmiechy. Dlatego gdyby tylko mogła - zabierałabym aparat w każde możliwe miejsce. Mój mąż czasem śmieje się mówiąc: "idziemy na spacer czy z aparatem?". Cóż, trzeba mu przyznać order wytrwałości w tej kwestii.
O miłości - wiemy już - pisać można wiele. O miłości pisać bardzo lubię, choć nie jest to wbrew pozorom najłatwiejsze. Lubię o miłości pisać, rozmawiać. A o miłości małżeńskiej wręcz uwielbiam! I lubię ten stan bycia żoną. Lubię opowiadać jak jest. Lubię cieszyć się tym, co mam. Choć niejednokrotnie małżeństwo odkrywam także i z tej trudniejszej strony.
Pamiętam te wieczory, kiedy to myślałam, rozważałam, zastanawiałam się, rezygnowałam, potem znowu myślałam, aż wreszcie serce zwyciężyło i zaczęłam pisać. I tak piszę sobie po dziś dzień...
Dokładnie kilka dni temu, 28.02., moje małe DOMiOWO obchodziło swoje pierwsze urodziny. Niestety z przyczyn zdrowotno - zawodowych nie świętowaliśmy na czas, ale przecież na świętowanie nigdy nie jest za późno. Dlatego dziś, w tych kilku słowach, chciałabym tak bardzo podziękować Wam za ten czas bycia ze mną. A był to czas niezwykły...
You are worthy of Love, czyli obecne DOMiOWO, wprowdziło mnie do pięknego świata blogowania. Od tej strony kobiecej, domowej, rodzinnej, inspirującej. Wciąż i wciąż trafiam w nowe miejsca, które inspirują mnie do działania i zachwycają pięknem. Cieszę się tym. Ale jeszcze bardziej cieszę się miejscami, które znam już tak dobrze, że czuję się w nich niemal jak u siebie. Miejsca, w których śledzę historię moich "blogowych znajomych", z którmi niejednokrotnie czuję emocjonalną więź, te same poglądy, te same odczucia. To cudowne móc poznawać takich ludzi i czerpać od nich życiową wiedzę. To jedna z najcenniejszych rzeczy, jaka spotkała mnie przez ten rok.
I ogromnie jestem wdzięczna każdemu z Was. Niejednokrotnie zastanawiałam się czy to ma sens. Jest multum blogów, stron internetowych, które publikują podobne treści, nie raz pewnie mądrzejsze niż moje. Zastanawiałam się po co, czy pisać dalej, czy ktoś w ogóle to czyta, czy coś wnoszę w życie drugiego człowieka. I zabawne, że zaraz po takich moich przemyśleniach otrzymywałam nagle komentarz, prywatną wiadomość o tym, że mnie potrzebujecie. Kochani! To jest dla mnie największa nagroda i dzięki temu rosną mi skrzydła. Zaczynam wtedy rozumieć, że jest sens. Że mam swoje grono wirtualnych - i nie tylko - przyjaciół, którzy dzielą ze mną swoje życie, serce. I to jest piękne. I za to Wam dziękuję. Bo gdyby nie wy - nie wiadomo czy byłoby to miejsce, a jeśli tak, to jakie by było. Dziękuję po stokroć!
A wraz z podziękowaniami i zachwytami - przepraszam. Za moją ostatnią niesystematyczność i tak duże opóźnienia w publikacji wpisów, na które niektórzy z Was czekają. Uwierzcie mi - w głowie tysiąc pomysłów. W notatniku kilka rozpoczętych i prawie skończonych wpisów. Niestety życiowe zabieganie i natłok obowiązków nie zawsze pozwala na systematyczność. Uwierzcie jednak, że staram się i mam nadzieję, że cierpliwie będziecie czekać, zaglądać i towarzyszyć mi w tej dalszej blogowej przygodzie.
Ściskam serdecznie !
Wyobraź sobie, że przechodzisz przez samo centrum Warszawy. Nagle widzisz i słyszysz młodą kobietę, która jest molestowana przez swojego napastnika. Dziewczyna płacze i błaga krzykiem o pomoc. Co zrobisz? Czy przejdziesz obojętnie? Czy może zareagujesz... Jeśli jesteś mężczyzną - może podbiegniesz, żeby ją uratować. Jeśli jesteś kobietą i boisz się o swoje bezpieczeństwo - może zadzwonisz na policję lub wezwiesz pomoc. Jesteś w Centrum Warszawy. Naprawdę możesz coś zrobić. Naprawdę możesz to zmienić. Tylko czy zareagujesz?
Kilka miesięcy temu wiele osób nie zareagowało. Przechodziło obok i nie zrobiło nic, aby pomóc dziewczynie. Pomógł jej Paweł, ratując ją tym samym - prawdopodobnie - od gwałtu. To wydarzenie wywarło tak silny wpływ, że postanowił zrobić coś więcej. Sprawić, aby każdy z nas mógł zrobić coś więcej. Aby każdy z nas przypomniał sobie, że może coś zmienić, że może zareagować, że może pomóc. W tym celu powstała Fundacja i kampania społeczna "MOŻESZ TO ZMIENIĆ"
„Możesz to zmienić” to tytuł kampanii społecznej, której celem jest zachęcenie mieszkańców dużych miast do reagowania w sytuacji, gdy są oni świadkami napadu lub gwałtu. Brutalne napaści zdarzają się nie tylko w ciemnych zaułkach, bramach i dzielnicach o nie najlepszej reputacji. Coraz częściej dochodzi do nich w centrum Warszawy, w miejscach dobrze oświetlonych i w obecności przechodniów. Ci mimowolni świadkowie widząc napad, powinni zareagować, pomóc ofierze. Jednak często przechodzą obojętnie. Nie robią nic. Pomimo płaczu, krzyku, czy wyraźnego wołania o pomoc. Tu rodzi się problem, ponieważ powstaje zjawisko przyzwolenia społecznego, które ułatwia napastnikom atakowanie kolejnych ofiar."
Zjawisko przyzwolenia społecznego.... Dlaczego? Skąd? Czy jest to faktycznie spowodowane ludzką obojętnością? A może to strach, obawa o nasze bezpieczeństwo? Wybierając z tych dwóch rzeczy mam nadzieję, że jest to strach. Który z resztą bardzo dobrze rozumiem. Ale musimy pamiętać, że możemy pomóc choćby zwołaniem dodatkowej pomocy, wykonaniem szybkiego telefonu na policję. Powinniśmy jakkolwiek udzielić pomocy. Dla dobra drugiego człowieka, żeby po prostu pomóc i być może uratować komuś życie. Ale też dlatego, że... nigdy nie wiemy, kiedy sami będziemy tej pomocy potrzebować. Pozwól, że coś Ci opowiem...
Byłam na pierwszym roku studiów. Mieszkałam wtedy w jednej z centralnych dzielnic Warszawy. Ochota. Niby przyjemnie, niby blisko centrum, żadne odległe krańce miasta, dużo ludzi... ale jednak mieszkałam w części nie do końca bezpiecznej - co zrozumiałam dopiero po pewnym czasie. Wychodziłam późnym popołudniem na spotkanie, niedaleko, kilka ulic od domu. Była późna jesień, więc szybko robiło się ciemno. Wychodząc z domu minęłam siedzącego na barierce, młodego mężczyznę. Wstał za mną, gdy tylko go minęłam i po kilku krokach skierowałam się na chodnik. Domyślacie się jakie były moje pierwsze myśli? Słyszałam jego kroki tuż za mną, starałam się trochę przyspieszyć, ale jednocześnie nie dać po sobie poznać, że się wystraszyłam. Choć w rzeczywistości byłam przerażona. Po lewej stronie niewielkie osiedla, po prawej puste ulice. Ulice, które zawsze pełne ludzi, tak tego popołudnia świeciły pustkami. Rozglądałam się w pośpiechu czy w razie potrzeby znajdzie się ktoś, kto będzie mógł mi pomóc. Nic mi się nie stało, nikt mnie nie zaczepił ale błagałam w duchu, żeby ktoś się nagle pojawił, żebym nie była tu sama. Mężczyzna, który szedł za mną rozpłynął się w powietrzu, zniknął. A ja przerażona pobiegłam do najbliższej ruchliwej ulicy.
Gdy poproszono mnie o napisanie kilku zdań na temat tej kampanii od razu przypomniałam sobie to niedzielne popołudnie z przed kilku lat. Mnie ostatecznie nic się nie stało. Ale doskonale potrafię wyobrazić sobie co czuła ta dziewczyna, napadnięta w centrum Warszawy, której - prócz Pawła - nikt nie pomógł! Pomyślałam sobie teraz: "Skoro nie spieszono jej z pomocą w ścisłym centrum miasta, to czy ktoś pomógłby mi na spokojnej ulicy?" - odpowiedź jest przerażająca.
Nie bądź obojętny. Proszę... W imieniu tych wszystkich osób, które doświadczyły przemocy, ale i w intencji każdego z nas. Pomagajmy sobie, zróbmy tyle ile jesteśmy w stanie, ale nie bądźmy obojętni. Pamiętacie jak zawsze powtarzam, że dobro, które czynimy, zawsze - ale to zawsze - prędzej czy później do nas wróci. Tak dzieje się i w tym przypadku.
Chciałabym żyć w bezpiecznym kraju. W bezpiecznej Warszawie. Ale i w bezpiecznej, małej rodzinnej miejscowości. Niestety nie zawsze jest bezpiecznie, dobrze o tym wiemy. Ale w takim razie chciałabym mieć pewność, że gdyby coś mi się działo znajdą się osoby, które zareagują, które pomogą. Które coś zmienią.
Jestem ogromnie wdzięczna Pawłowi, że nie był obojętny,
uratował dziewczynę i zrobił kolejny krok w niesieniu pomocy.
Całym sercem popieram tę kampanię, która rozrasta się coraz bardziej.
A teraz kilka słów, co dalej...
Już niedługo pojawi się spot filmowy, którego emisja odbędzie się w środkach komunikacji miejskiej oraz internecie m.in. na portalu YouTube, blogach i portalach społecznościowych. Ambasadorami kampanii „Możesz to zmienić” zgodziły się zostać znane i lubiane postaci z polskiej przestrzeni publicznej. Wspierają ją m.in. Anna Karczmarczyk, Klaudia Halejcio, Lilu oraz Filip Bobek, a także obecna Miss Polski Ewa Mielnicka.
Jeśli jesteś zainteresowany, odsyłam Cię dalej:
Strona internetowa: http://www.mozesztozmienic.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/mozesztozmienic
Paweł Dąbrowa: pawel@mozesztozmienic.pl
"Pragniemy uwrażliwić ludzi na krzywdę, która dzieje się tuż obok, którą każdy z nas mógłby przerwać, pomagając. To jest możliwe. Są różne sposoby. Zawsze można pomóc. Chcemy pokazać, że dobro człowieka nie powinno być nam obojętne."
I z tą myślą Was zostawiam...
[Wszystkie zdjęcia pochodzą z kampanii społecznej "Możesz to zmienić"]
"Kocha - nie kocha - kocha - nie kocha" - kto z Was nie zna tej wyliczanki? I która z nas nie wyrywała płatków stokrotek recytując powyższe słowa w nadziei, że ostatni płatek wypadnie na słowo "kocha"? Jak to jest z tą miłością. A może na początku z zakochaniem. A może i z miłością i zakochaniem?
Jestem bardzo ciepłolubnym człowiekiem. Lubię, gdy jest mi ciepło. Bardzo nie lubię, gdy jest mi zimno. Wtedy automatycznie mój nos staje się zimny i jest najprawdziwszym pogodynkiem mówiącym, czy wokół mne jest ciepło, czy też nie. Mogę być przykryta warstwami szalików i kurtek, ale jeśli jadę nieogrzewanym pociągiem mój nos i tak będzie lodowaty...
Myśląc o tym co chciałabym Wam napisać stwierdziłam, że chyba to nie-lubienie zimna sprawia, że uwielbiam otaczać się ciepłem. Wełniane, grube swetry, pluszowe skarpety, koce... Tak! Koców i ciepłych pledów u mnie nie brakuje i chyba właśnie na ich punkcie mam ostatnio "fioła". Wszystkie miękkie, puchate i ciepłe. Idealne na wieczór, chłodniejszy poranek, do gorącej herbaty albo mrożonej kawy, idealne zawsze. A do ciepłego koca idealne są świece, bo to właśnie one jeszcze bardziej ocieplają przestrzeń. Lubię taki spokój, taki czas, w którym siadam pod kocem i patrzę na tańczące płomyki. I całe moje serce się ogrzewa.
Ale myśląc o cieple, do głowy przychodzą mi nie tylko miękkie koce, grube swetry czy płomyki ulubionych świec. Mówiąc o ciepłe myślę również o... drugim człowieku. Bo choćbyśmy otaczali się najcieplejszymi przedmiotami, odkręcali grzejniki na najwyższe obroty ale nie mieli w swym sercu kogoś, dla kogo jesteśmy ważni, albo nie próbowali naszego serca otworzyć na drugiego człowieka, to czy to nasze serce będzie ogrzane? Fizycznie - tak. Ale duchowo, emocjonalnie?
Jakiś czas temu czułam się nienajlepiej. Byłam zmęczona, bolał mnie brzuch. A na ból brzucha mam sprawdzony sposób - ciepły termofor lub dotyk ciepłej dłoni. Tego wieczoru zrobiłam tak samo. Przykładając ciepły okład do bolącego brzucha spojrzałam na Męża i jakby mnie oświeciło powiedziałam: "No tak... przecież ciepło łagodzi ból! Ciepło drugiego człowieka może złagodzić nasze cierpienia!"
Znam, osobiście lub z opowiadań, osoby, które są bardzo zgorzkniałe, niezbyt miłe, których serca wydają się być zmrożone jak lód. Możnaby pomyśleć, że po prostu tacy są. Ale często jest tak, że nie ma nikogo, kto mógłby ten lód roztopić i ogrzać wszystkie smutki, złagodzić ból trudnych doświadczeń. A może tacy ludzie są wokół, tylko osoby te nie pozwalają się im zbliżyć, i swojego serca nie potrafią otworzyć dla innych ludzi?
Gdy czuję się źle, gdy spotyka mnie coś trudnego, coś co mnie rani - nie lubię być sama. Wtedy nawet nasze najcieplejsze mieszkanie i najgrubszy koc nie ogrzeje mojego serca. Nie sprawi, że poczuję ukojenie. Wtedy najbardziej potrzebuję drugiego człowieka. Wtedy potrzebuję ramion mojego Męża, które są najlepszym ukojeniem bólu.
Może masz takie chwile, kiedy jest Ci naprawdę ciężko. Doświadczyłeś trudności, ktoś Cię zranił, nie potrafisz sobie z czymś poradzić, borykasz się z trudną decyzją, co skutecznie powoduje ból, na który nie potrafisz znaleźć lekarstwa. I może w tych chwilach wolisz zostać sam... A ja chciałabym poprosić Cię dzisiaj, żebyś nie zostawał sam. Żebyś znalazł kogoś, komu możesz zaufać. Żebyś zechciał porozmawiać. Żebyś zechciał otworzyć się na ciepło drugiego człowieka. Ono jest ogromne! Może to Twój mąż czy żona, może mama, tata, rodzeństwo. Może to Twój najlepszy przyjaciel. A może osoba, która tym najlepszym przyjacielem może się wkrótce stać? Doświadczyłam spotkań z wieloma ludźmi. Doświadczyłam przyjaźni i przyjacielskiego wsparcia. I czasem nie trzeba wiele. Czasami wystarczy kilka słów. Czasami wystarczy tylko dotyk dłoni. Czasami wystarczy tylko świadomość, że jest ktoś, kto Cię wspiera, do kogo możesz się odezwać. Ta świadomość daje ciepło. Często doświadczam takich chwil ciepła i podejrzewam, że doskonale wiesz o czym mówię. Zdarza się, że spotkam się z kimś na chwilę, albo zadzwonię choćby na kilka minut i mówię: "tak mi się ciepło na sercu zrobiło, gdy Cię usłyszałam, zobaczyłam". Też tak miewasz? Obecność drugiego człowieka daje ciepło. I tylko ciepło drugiego człowieka może złagodzić ból, cierpienie - to emocjonalne, ale niejednokrotnie i to fizyczne.
Bajka "Kraina lodu" podbiła serca dzieci i niejednego dorosłego na całym świecie. Pięknym przesłaniem tej bajki są słowa, że tylko prawdziwa miłość może rozmrozić serce - a co za tym idzie - przywrócić życie.
A więc nie bój się.
Nie zwlekaj, nie zamykaj się ze swoimi trudnościami, ale otwórz serce.
Otwórz serce na drugiego człowieka.
Otwórz się na ciepło!
P.S. A ciepły koc i tak nie zaszkodzi :)
~~ ~~ ~~ ~~ ~~ ~~
Ten wpis powstał w ramach inicjatywy: "Słowo klucz: OTWARTOŚĆ", zapoczątkowanej przez
Mocną Grupę Blogerów. Zostałam nominowana do tego wyzwania przez Pawła z Wyruszyć w dal.
Mocną Grupę Blogerów. Zostałam nominowana do tego wyzwania przez Pawła z Wyruszyć w dal.
Moim zdaniem inicjatywa świetna! Kreatywna i pozwalająca każdego spojrzeć na otwartość w swój własny sposób. Ważne, aby się na coś otworzyć. Moim zadaniem jest nominowanie do tej akcji kolejnych 3 blogerów. Nominuję:
1. Jerzy z bloga BLOG I NOTES. Jerzy ma ciekawe spojerzenie na świat, wciąż szuka inspiracji w ludziach, których spotyka, dlatego jestem pewna, że jego spojrzenie na "otwartość" będzie nietuzinkowe. Nie mogę się doczekać.
2. Agnieszka z bloga WARTO INWESTOWAĆ W MIŁOŚĆ. Aga jest wspaniałą i bardzo mądrą kobietą, która odważnie patrzy na otaczające nas sprawy. I patrzy na nie przede wszystkim jako kobieta. Jestem ciekawa jaką "otwartość" nam zaproponuje. Ale już teraz jestem pewna, że będzie to zarówno piękne jak i mądre.
3. Patrycja z bloga DREWNIANY DOMEK. Patrycja to w ogóle jest rewelacyjna. Pisze o wychowaniu, o muzyce, o zdrowiu, o DIY. No wszechstronna dziewczyna. Także wierzę, że i na "otwartość" znajdzie jakiś pomysł.
Drodzy nominowani, o inicjatywie do poczytania poniżej:
Powodzenia i czekam niecierpliwie!
Macie czasami takie dni, w których zastanawiacie się jak wygląda Wasze życie, a jak powinno wyglądać? Chcielibyście zrobić to i tamto, marzycie aby było tak czy tak. A jest zupełnie inaczej, albo do Waszego wymarzonego stanu jest jeszcze długa, długa droga. Tak właśnie ostatnio miewam. Może dlatego, że powoli kończę (mam nadzieję) pewien etap w życiu?
"Nie lubię go. Nie przepadam za nią. Nigdy się nie dogadamy. Nie cierpię go! Bardzo ją lubię. Kocham go najmocniej na świecie! O nie nie, z kim jak z kim, ale z nim nie będę rozmawiać." Jak to jest? Jednych kochamy, uwielbiamy z nimi rozmawiać i spędzać czas, a innych tak ciężko jest nam polubić, a czasem choćby tylko(aż) akceptować. Czy rzeczywiście trzeba kochać każdego? Dosłownie - każdego?
Ostatnio prosicie mnie o poruszanie dość ważnych tematów. "Dość ważnych"? Bardzo ważnych! Najpierw o akceptacji tego, jaką jestem kobietą, o pokochaniu siebie i o odwadze do tego, by zaufać drugiemu człowiekowi. Tym razem - o kochaniu drugiego człowieka. Temat jest na tyle ważny i obszerny, że postanowiłam nie zamykać go w jednym wpisie, ale zrobić cykl tematów o miłości do drugiego człowieka: o miłości małżeńskiej i zakochaniu, o miłość przyjacielska/braterska, o trudnej miłości do tych, których ciężko nam pokochać. I od tej najtrudniejszej miłości rozpoczniemy.
Mówiąc o miłości chciałoby się pisać w samych superlatywach, opowiadać piękne historie, używać słów, które aż przyprawiają o szybsze bicie serca i sprawiają, że nic, tylko się rozmarzyć. Oczywiście, taka miłość też jest i będziemy o niej mówić. Dziś jednak troszkę inaczej - jak to jest z tą miłością - wcale nie taką prostą, a czasem wręcz przeciwnie, bardzo trudną i kłopotliwą.
Bo co zrobić wtedy, gdy jest ktoś, kogo po prostu, najzwyczajniej w świecie nie lubimy? A gdzie tu mówić o miłości, która niesie życzliwość, ciepłe spojrzenie? No jak?!
Z reguły jestem bezkonfliktową osobą. Nie lubię się kłócić. Nie lubię trudnych sytuacji, w których któraś ze stron jest pokrzywdzona. Nie oznacza to, że nie miałam styczności z ludźmi, z którymi ciężko mi się żyło, których niełatwo było polubić, po bratersku pokochać, a każda próba rozmowy czy życzliwości niosła za sobą skręt wszystkiego, co miałam w brzuchu. Bywało tak. I myślę, że każdy z nas był postawiony w takiej sytuacji. Ale i nasza reakcja zdaje się być naturalna.
Więc co zrobić? Przecież Pan Bóg tak bardzo chciał, żebyśmy kochali każdego bliźniego. I tak też starajmy się robić. Kochać. Staram się zmienić w sobie myślenie, nie skupiać się na tym, że za kimś nie przepadam, że kogoś nie lubię. Ale myśleć o tym, że kocham. Że kocham człowieka. Że kocham każde ludzkie życie.
Ktoś zaraz zapyta: "Skoro go nie lubię, to jak mam go kochać"!? No tak, przecież kochać znaczy więcej niż lubić. Słowo "kochać" kojarzy nam się z zażyłą relacją, z czymś miłym, pięknym, z ludźmi, którzy chcą spędzać ze sobą czas. I tak jest. Ale w tym miejscu chodzi nam o inny sposób wyrażania miłości. Bo miłość (o którą w tym miejscu prosi nas Pan Bóg) (to tylko i wyłącznie moja teoria) to traktowanie drugiego człowieka z szacunkiem, nawet gdy coś nam się nie spodoba. To cierpliwość w stosunku do jego postępowań. To wyciąganie ręki na znak pokoju.
Możesz kogoś nie lubić, to normalne, nie musimy idealnie dogadywać się z każdym człowiekiem na ziemi. Możesz kogoś nie lubić, ale możesz próbować kochać go jako człowieka, jako ludzkie życie. Kochać go, czyli szanować. Bo nie każdego musisz lubić, ale z każdym należy żyć w zgodzie. Możesz go nie lubić, ale nie musisz mówić o nim złych rzeczy, szczególnie w towarzystwie innych osób - to też jest miłość: nie obmawianie, nie oczernianie (co przychodzi nam dziwnie łatwo). Możesz go nie lubić, ale możesz się przełamać i traktować go z życzliwością, bez gniewu i nerwów - to też jest przejaw braterskiej miłości do człowieka.
Łatwiej jest kochać tych, których...kochamy. Których bardzo lubimy. I jest to też troszkę inny rodzaj miłości (co nie znaczy, że i tu nie ma trudności). Dziś jednak chciałam poruszyć temat tej miłości trudnej, co nam troszkę to życie prowadzi pod górkę. Ktoś mi kiedyś powiedział: "Jeśli kogoś bardzo nie lubisz, jeśli nie potrafisz kogoś zaakceptować - módl się za tę osobę. A będzie Ci łatwiej z nią żyć i z czasem poczujesz różnicę w tej relacji." Może i tego warto spróbować?
Tak jak pisałam - teorie o nie-lubieniu, a jednocześnie o kochaniu i szanowaniu to tylko i wyłącznie mój sposób rozumowania. Może dobry, może błędny, może jeszcze sporo muszę przemyśleć. Ale na dzień dzisiejszy jest taki. I mam nadzieję, że może faktycznie nie jest to tak złe i będzie komuś pomocne.
Bo co zrobić wtedy, gdy jest ktoś, kogo po prostu, najzwyczajniej w świecie nie lubimy? A gdzie tu mówić o miłości, która niesie życzliwość, ciepłe spojrzenie? No jak?!
Z reguły jestem bezkonfliktową osobą. Nie lubię się kłócić. Nie lubię trudnych sytuacji, w których któraś ze stron jest pokrzywdzona. Nie oznacza to, że nie miałam styczności z ludźmi, z którymi ciężko mi się żyło, których niełatwo było polubić, po bratersku pokochać, a każda próba rozmowy czy życzliwości niosła za sobą skręt wszystkiego, co miałam w brzuchu. Bywało tak. I myślę, że każdy z nas był postawiony w takiej sytuacji. Ale i nasza reakcja zdaje się być naturalna.
Więc co zrobić? Przecież Pan Bóg tak bardzo chciał, żebyśmy kochali każdego bliźniego. I tak też starajmy się robić. Kochać. Staram się zmienić w sobie myślenie, nie skupiać się na tym, że za kimś nie przepadam, że kogoś nie lubię. Ale myśleć o tym, że kocham. Że kocham człowieka. Że kocham każde ludzkie życie.
Ktoś zaraz zapyta: "Skoro go nie lubię, to jak mam go kochać"!? No tak, przecież kochać znaczy więcej niż lubić. Słowo "kochać" kojarzy nam się z zażyłą relacją, z czymś miłym, pięknym, z ludźmi, którzy chcą spędzać ze sobą czas. I tak jest. Ale w tym miejscu chodzi nam o inny sposób wyrażania miłości. Bo miłość (o którą w tym miejscu prosi nas Pan Bóg) (to tylko i wyłącznie moja teoria) to traktowanie drugiego człowieka z szacunkiem, nawet gdy coś nam się nie spodoba. To cierpliwość w stosunku do jego postępowań. To wyciąganie ręki na znak pokoju.
Możesz kogoś nie lubić, to normalne, nie musimy idealnie dogadywać się z każdym człowiekiem na ziemi. Możesz kogoś nie lubić, ale możesz próbować kochać go jako człowieka, jako ludzkie życie. Kochać go, czyli szanować. Bo nie każdego musisz lubić, ale z każdym należy żyć w zgodzie. Możesz go nie lubić, ale nie musisz mówić o nim złych rzeczy, szczególnie w towarzystwie innych osób - to też jest miłość: nie obmawianie, nie oczernianie (co przychodzi nam dziwnie łatwo). Możesz go nie lubić, ale możesz się przełamać i traktować go z życzliwością, bez gniewu i nerwów - to też jest przejaw braterskiej miłości do człowieka.
Możesz go nie lubić, ale pamiętaj: "Kochaj bliźniego jak siebie samego".I teraz pomyśl sobie, jak sam chciałbyś być traktowany. Może wiesz, że ktoś niespecjalnie darzy Cię sympatią. Czy chciałbyś, aby wyśmiewał Cię przy znajomych lub prowokował do złego myślenia o Tobie? Czy chciałbyś, aby mówił do Ciebie nerwowym głosem lub odpowiadał milczeniem na Twoje pytanie? Czy chciałbyś kończyć każdą Waszą rozmowę kłótnią, która tylko pogłębia wszystkie trudności? Podejrzewam, że na wszystkie pytania odpowiedziałaś/eś - "nie". Jeśli masz problem w relacji z jakąś osobą - traktuj ją tak, jak sam chciałbyś być traktowany. Nie musisz każdego lubić, nie musisz inicjować rozmów, spotkań, ale jeśli już jesteście postawieni we wspólnej sytuacji, traktuj tę osobę z braterską miłością - po prostu szanuj.
Łatwiej jest kochać tych, których...kochamy. Których bardzo lubimy. I jest to też troszkę inny rodzaj miłości (co nie znaczy, że i tu nie ma trudności). Dziś jednak chciałam poruszyć temat tej miłości trudnej, co nam troszkę to życie prowadzi pod górkę. Ktoś mi kiedyś powiedział: "Jeśli kogoś bardzo nie lubisz, jeśli nie potrafisz kogoś zaakceptować - módl się za tę osobę. A będzie Ci łatwiej z nią żyć i z czasem poczujesz różnicę w tej relacji." Może i tego warto spróbować?
Tak jak pisałam - teorie o nie-lubieniu, a jednocześnie o kochaniu i szanowaniu to tylko i wyłącznie mój sposób rozumowania. Może dobry, może błędny, może jeszcze sporo muszę przemyśleć. Ale na dzień dzisiejszy jest taki. I mam nadzieję, że może faktycznie nie jest to tak złe i będzie komuś pomocne.