Mówi się "Święta, Święta i po Świętach". Mój dobry znajomy powiedział kiedyś: "A właśnie, że nie! Żadne "po Świętach". Dlaczego? Święta nie trwają tylko kilka dni. Nie powinny kończyć się ot tak, gdy 26 grudnia dobiegnie końca, a i resztki świątecznych potraw znikną ze stołów. Święta powinny trwać cały czas. W nas - w naszych sercach i w naszych rodzinach."
Walizki spakowane, budziki prawie nastawione, rano na lotnisko. Hmm...nasza pierwsza humorystyczna myśl to: "obyśmy nie zaspali jak w Kevinie"! No, miejmy nadzieję, że tak nie będzie. To dla mnie pierwsze tak inne Święta. Bez ogromnych przygotowań, porządków, bez wielkiego gotowania i pieczenia. Aż trudno uwierzyć, że to już jutro! Święta w gronie rodzinnym, pierwszy raz z mężem. Niby tradycyjnie, a jednak tak inaczej. To dobry czas na złożenie życzeń. Każdemu z Was.
Choinka już stoi. Świeci się delikatnie i z pewnym wzruszeniem patrzę na to, jaka jest piękna. Taka pierwsza, nasza, małżeńska. Pierniczki w pojemnikach ubywają w szalonym tempie. Ale wszystko jest takie, jak powinno być. Bo wszystko tworzone RAZEM.
W tym roku Święta spędzamy za granicą, dlatego wigilijną aurę poczuję dopiero na kilka godzin przed kolacją. W tym miejscu chciałabym życzyć Wam, by ten świąteczny czas był czasem spotkań, pełnych radości i rodzinnego ciepła. Nie każdy ma to szczęście, by zasiadać przy stole w gronie rodziny. Dlatego doceńmy ten skarb, jak są nasi bliscy - rodzice, rodzeństwo, przyjaciele. Cieszcie się wspólnymi chwilami, czasem spędzonym razem.
Życzę Wam przemiany serc. Abyście posłuchali, co Wasze serce chce Wam powiedzieć. Abyście pozwolili sobie na wzruszenia, uronienia kilku łez. Aby Wasze serca zabiły mocniej.
Życzę wiary, nadziei i miłości. Niech narodzony Pan Jezus wleje w Wasze serca te trzy ziarna, by wzrastały i upiększały każdego z Was.
Życzę Wam dostrzegania małych cudów. Nie tylko tego wigilijnego wieczoru, ale każdego dnia. Pan Bóg stawia na naszej drodze ludzi i sytuacje, które niejednokrotnie są właśnie takimi małymi cudami. Otwórz na nie oczy.
I tak bardzo życzę Wam, byście stali się jak dzieci. Pamiętam, jak cudowne były dla mnie Święta, gdy byłam małym dzieckiem. Gdy patrzyłam przez okno, czy już widać pierwszą gwiazdę. Gdy moja wiara była tak prosta, tak oczywista. Gdy słyszałam dzwoneczki w saniach Świętego Mikołaja i byłam święcie przekonana, że on gdzieś tam jeździ od domu do domu. Gdy po prostu cieszyłam się wszystkim. Życzę tego Wam i sobie - byśmy na nowo potrafili ucieszyć się tymi Świętami, jak dzieci.
A nade wszystko, co najważniejsze, życzę Wam, byście nie zapomnieli
dlaczego i dla Kogo są te Święta.
By w tym natłoku radości i szczęścia nie umknęła nam najważniejsza prawda, że...
...narodził się Jezus. Mała Wielka MIŁOŚĆ.
Jedna z czytelniczek poprosiła mnie ostatnio o wpis dotyczący akceptacji siebie. Wiary w to, że jest się wystarczającą, zasługującą na miłość. Nie czuję się specem od tak trudnych tematów, ale postaram się odnaleźć odpowiedź na pytanie: skąd wziąć tę wiarę w siebie - tak potrzebną, niezbędną. Skąd wiedzieć, że jestem wystarczająca, że zasługuję na to, co dobre. Że nie jestem ani za bardzo, ani za mało.
Dostrzegam, że kobiety narażone są na ciągłe myślenie o sobie jako o tej niedoskonałej, niewystarczającej, za mało mądrej, za mało ładnej, za mało szczupłej... Wciąż jesteśmy bombardowane obrazami wprowadzającymi nas w kompleksy. Skąd to się bierze, dlaczego tak jest?
Każdej z Was polecam przeczytać książkę Stasi Eldredge "Urzekająca". Autorka odkrywa tajemnice kobiecej duszy i robi to bardzo trafnie. Przyznam, że i mnie ta książka pomogła dojść do tego momentu, w którym jestem, dlatego pewnie wiele słów, których będę tutaj używać, gdzieś podświadomie czerpać będę właśnie z tej lektury.
Każda kobieta marzy o tym, by być kochaną. Marzy o tym, by odnaleźć kogoś, przy kim zawsze będzie czuła się kochana, doceniana, adorowana. Przy kim będzie czuła się bezpiecznie. Te uczucia i pragnienia wpisane są w serce każdej kobiety. Bo która z nas nie potrzebuje miłości? Świadomości, że osoba, którą kochamy będzie obok nas na dobre i na złe? Że ludzie nie odwrócą się nagle od nas, ot tak?
Ale nie tylko o miłość tutaj chodzi. Nie tylko o związanie się z kimś na zawsze. Chodzi o wszystkie relacje, jakie my - kobiety - tworzymy z innymi ludźmi.
"Mam pytanie....Czy mogłabyś kiedyś, napisać post na temat tego, jak zaakceptować i pokochać siebie...Mam wielki problem z pewnością siebie i tym, że zawsze myślę, że jestem "niewystarczająca" (niewystarczająco mądra, niewystarczająco ładna, niewystarczająco dobra). Przez to zniszczyłam już kilka relacji, po prostu odsuwając się od ludzi, bojąc się, że w pewnym momencie to oni mnie zranią, odepchną, bo znajdą przecież kogoś "wystarczającego".."
Wydaje mi się, że każdy ma taki moment w swoim życiu. Moment poszukiwania samego siebie. Obecnie mam kochającego męża, kończę dobre studia, zaczynam układać swoje życie i snuć szczęśliwe plany, mam grono wiernych przyjaciół, którzy są zawsze, mimo wszystko i wiem, że nigdy mnie nie zranią i nie odepchną. Ale by być tu, gdzie jestem teraz, musiałam przejść długą drogę. Stoczyć walki sama ze sobą. Nauczyć się akceptacji tego kim jestem i jaka jestem. Przez ostatnich kilka lat bardzo się zmieniłam - stałam się bardziej pewna siebie, łatwiej mi nawiązywać nowe znajomości i odezwać się do nieznajomej osoby jako pierwsza. Kiedyś było to nie do pomyślenia. Uważałam się za bardzo nieśmiałą osobę. Dlaczego? Bo nie do końca akceptowałam siebie. Nie do końca akceptowałam to, jak wyglądam. A ten aspekt pociągał za sobą lawinę innych rozterek. Co takiego się zmieniło? A może przede wszystkim jak to się zmieniło?
Uwierzyłam w siebie. Zaakceptowałam moje ciało. Skupiałam się na tym, co dobre.
Temat akceptacji siebie to temat rzeka. Dziś spróbuję w przejrzysty sposób poszukać wskazówek, które mogą pomóc nam choć trochę pójść do przodu. Tu i teraz. Do dzieła:
1. Uwierz w siebie. Tak jak napisałam wyżej jednym z czynników mojej zmiany było to, że po prostu w siebie uwierzyłam. I Ty spróbuj. Usiądź wieczorem w spokojnym miejscu i pomyśl w czym jesteś dobra. Może pięknie śpiewasz? Może cudownie malujesz? Może jesteś dobra w matematyce albo fizyce? Może dobrze się uczysz, może piszesz wiersze, może... Znajdź to, co dobre w Tobie. Znajdź to, z czego jesteś zadowolona. I trzymaj się tego. Świadomość, że potrafimy coś zrobić dobrze jest naprawdę budująca.
2. Zaakceptuj swoje ciało. Niezależnie od tego czy jesteś szczupła, wysportowana, czy może masz kilka dodatkowych kilogramów a sport nie jest Twoją mocną działką. Ja nigdy nie miałam i nadal nie mam figury modelki. Wręcz przeciwnie - przydałoby się zrzucić tu i tam kilka kg. No ale tak jest, po prostu. Swego czasu trochę mi to doskwierało, aż pewnego dnia po prostu to zaakceptowałam. I to był krok milowy do przodu. Pewnego dnia zobaczyłam program o kobietach o bardzo krągłych kształtach. Sposób w jaki zostały ubrane, pomalowane, uczesane...wyeksponowano ich wdzięki, które zawsze były uważane raczej za mankamenty. Pomyślałam sobie wtedy: "Ej, jeśli ona potrafi tak pięknie wyglądać, to przecież ja też mogę!". Taka mała sprawa, jedno zdanie powiedziane do samej siebie i w jednej chwili przestawiło się całe moje myślenie. Kilogramów nie zgubiłam ale bliskie mi osoby zaczęły widzieć, że coś się zmieniło. Niemalże z dnia na dzień. To jest niesamowicie ważne. Funkcjonujemy całościowo: nasze myślenie, nasze uczucia, nasze ciało. Jedno bez drugiego nie może prawidłowo funkcjonować. Wszystko dopełnia się razem. Mogę mieć piękne serce, mogę myśleć pięknie, ale jeśli nie zaakceptuję swojego ciała - jakie by ono nie było - zawsze będzie to pociągało za sobą inne trudności, które będziemy w sobie dostrzegać. Piszę "ciało, jakie by ono nie było", bo nie tylko osoby o krąglejszych kształtach swego ciała nie akceptują. Ten problem dotyczy wielu osób, również i tych o pięknej sylwetce. Dlatego... zaakceptuj siebie, a bardzo wiele się zmieni.
3. Zaufaj ludziom, (zwłaszcza tym, których darzysz sympatią.) Mówi się, żeby nie ufać innym zbyt łatwo. Mówią tak szczególnie te osoby, które już kiedyś zostały zranione i odrzucone nawet przez bliskie osoby. Rozumiem ich ostrożność w nawiązywaniu kolejnych relacji, ale będę kurczowo trzymała się przekonania, że bez zaufania nie zbudujemy żadnej relacji. Jeśli będziemy wciąż bały się, że bliskie osoby nas odrzucą, bo jesteśmy mało wystarczające, jeśli będziemy bały się otworzyć przed drugim człowiekiem, to nigdy nie zbudujemy trwałej relacji. Dlaczego? Bo to błędne koło. My boimy się zaufać, boimy się szczerze rozmawiać, dzielić się radościami i troskami, a druga strona coraz bardziej odczuwa, że nie jest godna zaufania, a skoro tak, to może czas się oddalić... Nie tędy droga. Starałam się budować wiele relacji w moim życiu. Niektóre zapowiadały się pięknie, a kończyły się z wielkim hukiem. Bo zabrakło szczerości, naturalności i prawdziwej ufności. Przetrwały tylko te relacje, w których obie strony nie bały się tego, że są słabe, że są niedoskonałe, bo nikt z nas doskonały nie jest. Przetrwały przyjaźnie, w których zawsze był czas na szczerą rozmowę, w których było wspracie i wzajemna akceptacja. W których wzajemnie dostrzegaliśmy w sobie to, co dobre. I tak dziś mam męża i cudownych przyjaciół, którzy znają moje wady i zalety i przed którymi nie boję się przyznać, że w czymś jestem po prostu słaba.
4. Rób to, co kochasz, dostrzegaj małe dobroci i słuchaj swojego serca. Muzyka zabiera ze sobą Twoje negatywne emocje? Spędzaj wieczory przy ulubionych piosenkach. Przelewanie uczuć na papier pomaga Ci zrozumieć samą siebie? - pisz pamiętnik, zapisuj przemyślenia. Słuchaj swoich potrzeb. Spędzaj czas w otoczeniu drobnostek, które poprawiają Twój nastrój. Ubierz ulubioną bluzkę i uśmiechnij się do siebie w lustrze. Pomaluj usta szminką, którą lubisz, ale chowasz gdzieś na dnie szuflady. Codziennie wieczorem pomyśl o czymś miłym, co spotkało Cię danego dnia. Odzwzajemnij czyjś uśmiech. Wypij gorącą czekoladę lub kakao, jeśli wiesz, że to umili Ci czas. To drobnostki, banały, ale tak często pomagają nam w poprawieniu nastroju. A to już dobry krok na drodze do poprawy myślenia o sobie. Zacznij od swojego otoczenia, miej przy sobie rzeczy, która naprawdę Cię uszczęśliwiają. I nie bój się pomyśleć czasem o sobie. I nie bój się podzielić tym, co dobre z drugą osobą.
4. Rób to, co kochasz, dostrzegaj małe dobroci i słuchaj swojego serca. Muzyka zabiera ze sobą Twoje negatywne emocje? Spędzaj wieczory przy ulubionych piosenkach. Przelewanie uczuć na papier pomaga Ci zrozumieć samą siebie? - pisz pamiętnik, zapisuj przemyślenia. Słuchaj swoich potrzeb. Spędzaj czas w otoczeniu drobnostek, które poprawiają Twój nastrój. Ubierz ulubioną bluzkę i uśmiechnij się do siebie w lustrze. Pomaluj usta szminką, którą lubisz, ale chowasz gdzieś na dnie szuflady. Codziennie wieczorem pomyśl o czymś miłym, co spotkało Cię danego dnia. Odzwzajemnij czyjś uśmiech. Wypij gorącą czekoladę lub kakao, jeśli wiesz, że to umili Ci czas. To drobnostki, banały, ale tak często pomagają nam w poprawieniu nastroju. A to już dobry krok na drodze do poprawy myślenia o sobie. Zacznij od swojego otoczenia, miej przy sobie rzeczy, która naprawdę Cię uszczęśliwiają. I nie bój się pomyśleć czasem o sobie. I nie bój się podzielić tym, co dobre z drugą osobą.
5. Miej oparcie w Bogu. Jestem osobą wierzącą i nie ma co tego ukrywać. I jest to dla mnie ogromna łaska, może właśnie szczególnie w tych chwilach, gdy z czymś sobie nie radzę. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy z moich czytelników musi mieć takie poglądy, ale zachęcam do wytrwania i doczytania tego punktu do końca, niezależnie od poglądów :). Dla mnie kwestia akceptacji siebie, swojego życia, wiara w swoje umiejętności nie nierozerwalnie związana z wiarą w Boga. To wiara mnie umacnia. To wiara pomaga pokonać mi to co trudne. To wiara pomaga mi uklęknąć i - z uśmiechem lub ze łzami - pytać Boga dlaczego jest tak, a nie inaczej. To wiara pomaga mi dostrzegać choćby małe dobroci. To wiara pomaga mi ufać, że skoro Bóg mnie stworzył i kocha mnie całym Sobą to i ja powinnam siebie pokochać. Miłość bardzo pomaga i bardzo wielu rzeczy uczy. Jeśli masz problem z akceptacją siebie, z ufnością do drugiego człowieka - szukaj odpowiedzi w Bogu, szukaj w Nim mądrości, siły, potwierdzenia Twojej wartości. Odsyłam Cię na portal "Piękna", gdzie dziewczyny codziennie umieszczają piękne i pokrzepiające słowa, które pomagają iść do przodu, ufać i wierzyć, że jestem naprawdę kochana.
A jeśli jeszcze masz wątpliwości co zrobić, koniecznie obejrzyj poniższy film, który mówi o tym kim jesteś, jako kobieta. Jak bardzo jesteś kochana, wartościowa i wyjątkowa. I że nigdy nie jesteś "za bardzo lub za mało". Jesteś wystarczająca. :
Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam, że wskazałam choć kilka dróg. Temat tak szeroki, że jeśli trzeba, rozwinę go raz jeszcze przy większej ilości czasu. Tymczasem... wierzę w każdą z Was. A Tobie - moja anonimowa czytelniczko - życzę wiary w siebie. Zaufaj swemu sercu. Zaufaj, że Ci, którym naprawdę na Tobie zależy - pozostaną przy Tobie. Bądź dzielna!
Kochani! Kochani! Zaszły wielkie zmiany! Mamy nową nazwę, nowy wygląd, wszystko (prawie) takie nowe. Ale skąd i dlaczego? Już się tłumaczę...
Gdy zaczynałam przygodę z blogowaniem miałam jeden plan - pisanie o kobiecości, przede wszystkim. O sercu kobiety, jej przeżyciach, poglądach, refleksjach. Z czasem zaczęłam dzielić się z Wami przemyśleniami z różnych obszarów mojego życia. Owszem - głównie z perspektywy kobiety - ale dotyczących nie tylko kobiet, ale każdego. To co ważne, stało się bardziej obszerne. Jest kobiecość - bo to moja natura, którą uwielbiam. Jest dom - bo to miejsce, w którym żyję i które staram się budować jak najpiękniej. Są kulinaria, bo i w tej części staram się wzrastać, a i przy okazji podzielić się z wami to tym przepisem, to tamtym. I tak się rozrósł ten mój blog z kobiecości - na wszystko wokół.
You are worthy of Love...Jesteś warty miłości. Jesteś warta tego, by Cię kochać. To przesłanie poruszyło moje serce od samego początku. I tak idealnie pasowało mi do kobiecych rozważań. I zawsze będzie się w tych moich rozważaniach pojawiało. Ostatnio jednak długo myślałam nad tym, że - tak po ludzku, najzwyczajniej na świecie - może być to zbyt skomplikowana i nieporęczna nazwa bloga. Stąd coś nowego - prostego, krótkiego, wymownego. Mówiącego o tym, co mnie dotyczy i właśnie o tym, co na moim blogu się przewija.
Dom(i)owo. Dom - miejsce, w którym powstają wszystkie inspiracje, nowe posty, rozmyślania, gdzie wszystko się dzieje. Gdzie miesza się kobiecość z męskością, refleksje z kuchennymi rewolucjami, gdzie powstaje styl życia nowej rodziny. I gdzie jest miłość, o której nigdy nie przestanę pisać (co to, to nie! Miłość najważniejsza!). Jest i owo - czyli wszystko inne, wszystko co wokół - dobroci codziennych chwil, chwile z książką i przesłodzoną herbatą i wieczory przy spokojnej muzyce. Ot, całe Domowo.
Mam nadzieję, że odnajdziecie się tu równie dobrze, jak wcześniej. Bo prócz nowej nazwy nic się tutaj nie zmieni. Ja jestem ta sama, moje refleksje również, nawet styl pisania nie zmieni się nic a nic. Wszystko po staremu, a jednak w nowej szacie. Ja się cieszę, mam nadzieje, że i Wy ze mną :)
P.S. Prócz szaty graficznej zmieni się niedługo internetowy adres bloga ( w przeglądarce, na www.domiowo.blogspot.com - JESZCZE NIE AKTYWNY, ważny będzie od 24.12.), adekwatnie do nowej nazwy. Jeśli śledzicie mnie na bierząco - proszę serdecznie - nanieście zmiany u Was gdzie trzeba. Mam nadzieję, że nie będzie to dużym problemem, by nadal chętnie mnie odwiedzać.
Mocne uściski, jeszcze przedświąteczne!