DZIEŃ (NIE)ZWYCZAJNY

15:12:00


Czy każdy Twój dzień jest dobry? Może czasami budzisz się, patrzysz w pokryte szarością nieba okno i już wiesz, że ten dzień po prostu nie może być dobry. A już na pewno nie może być wyjątkowy. Znów wstaniesz, zjesz śniadanie takie samo jak wczoraj, pójdziesz do pracy lub na uczelnię, a może wykorzystasz wolny dzień żeby posprzątać lub - nie robić nic. I tak będzie mijała godzina za godziną, aż w końcu wieczorem stwierdzisz, że faktycznie nie wydarzyło się tego dnia nic specjalnego. Bo - Kochani - to codzienność właśnie. Kiedy to nic ciekawego się nie wydarza - a przynajmniej tak nam się wydaje. A gdyby tak tę zwyczajną codzienność, ten zwyczajny dzień odkryć na nowo? Spojrzeć na niego jeszcze raz i zobaczyć, że to wszystko było ważne, potrzebne, że każdy, zwykły dzień jest wyjątkowy i niepowtarzalny? Wyjątkowy w swojej zwyczajności. Dziś pokażę Ci mój dzień. Dzień tak zwykły jak wiele innych. Moja rutyna, czasem w towarzystwie słońca a najczęściej w szarości nieba. Dzień tak prosty. A ważny jednocześnie.

Budzę się, gdy jeszcze jest ciemno. Na zegarku nie ma jeszcze szóstej rano, więc licytujemy z mężem ilość minut, które jeszcze leniwie spędzimy pod ciepłą kołdrą. Czasem wstawanie jest ewidentnie lewonożne. A czasem tanecznym krokiem mąż wyłącza zdecydowanie za głośno grające zegarkowe radio. Wtedy jest wesoło, dobrze jest pośmiać się o świcie - endorfiny ułatwiają start w nowy dzień. Wędruję do mojego kuchennego królestwa i zaspana szykuję mężowi kanapki do pracy. Tak - to jest właśnie powód mojego porannego wstawania. I wiem, że nie muszę. Nie raz, nie dwa słyszę zapewnienia, że mogę pospać dłużej. Ale to moja oznaka troski. Tylko tyle i aż tyle. I czasem wrzucę coś słodkiego po kryjomu do jego plecaka, i jakiś owoc, żeby witamin dostarczyć - i to nic, że przynosi go z powrotem do domu dzień w dzień, bo czasu zjeść nie ma. Któregoś dnia zje ze smakiem, więc wrzucam to jabłko każdego dnia, do skutku. 


A potem proszę go, żeby ubrał czapkę. Albo chociaż kaptur wyciągnął, bo o szóstej rano mróz trzyma bardzo mocno. I wychodzi ten mój mąż, a ja drzwi zamykam i biegnę szybko do okna, żeby jeszcze pomachać i zobaczyć, jak znika za zakrętem. I tak codziennie... od porannych kanapek aż do stania przy oknie. I ledwo wyjdzie, a ja już chciałabym, żeby wrócił. I dzień za dniem jest dokładnie tak samo. I pewnie w wielu domach poranki wyglądają podobnie. To nasza poranna codzienność. Wcale nie jest wyjątkowa, no może wyjątkowo taka sama, jak dnia poprzedniego. I ktoś powie - nuda, rutyna, nic ciekawego. I rację będzie miał. Ale ja powiem, że dobra ta nasza nuda i szczególna na swój sposób. Ani trochę ciekawa, ale nasza.
I wracam pod kołdrę już nie-ciepłą, bo korzystając z wolnego dnia pospać mogę dłużej jeszcze, żeby zacząć dzień po raz drugi. Za drugim razem niebo jest już jasne i zaraz szybko oceniam czy słońce mnie tym razem przywita, czy szarości po raz kolejny. I kręcę się po mieszkaniu, szukając mobilizacji do działania, żeby nie chodzić w piżamie do południa. Więc herbatę robię, z miodem i sokiem obowiązkowo. Albo kakao gorące. I śniadanie zjem lub od razu chwycę za kawałek biszkoptowego ciasta. Bo przecież cukier potrzebny do działania! I łóżko zaścielę, żeby ładnie wyglądało, bo gdy porządek dookoła, to i jakoś łatwiej w domu się odnaleźć. 




Czasami na szybkie zakupy pójdę, albo na spacer, gdy słonko dopisuje. Na naszym końcu świata naprawdę piękną jesień można spotkać! A świeże powietrze sił dodaje i w lepszy nastrój wprawia. Bo kto powiedział, że nie można samemu spacerować? Chociaż... nie do końca sama spaceruję :)



I ucieka ten czas przez palce, bo niespiesznie wszystko robię. Patrzę co chwila na zegarek, bo gotowania czas, żeby obiad był ciepły, gdy mąż do domu wróci (chyba, że chce mi niespodziankę zrobić i niezapowiedzianie wraca wcześniej, tak jak dziś na przykład, przyłapując mnie na gorącym uczynku, kiedy to jeszcze dom nie posprzątany do końca, a obiad jeszcze w lesie albo i dalej). I lubię, gdy razem możemy usiąść do stołu. I nie lubię, gdy on wraca, a ja muszę wyjść na zajęcia z jakimś małym pacjentem. Najczęściej jednak czekam. I szczęśliwa jestem, gdy już jesteśmy razem. Gdy po obiedzie bałagan zostaje, a już nastawiamy wodę na herbatę, bo ciasto czeka niecierpliwie. Gdy oglądamy Teleexpress albo Jeden z dziesięciu (taaak, jesteśmy telewizyjnymi tradycjonalistami :) ). Ależ fascynujące te nasze popołudnio-wieczory, prawda? No nie prawda. Bo jest zwyczajnie, najzwyczajniej na świecie. Ale dziś siadam i uświadamiam sobie, jak ważna jest ta wspólna zwyczajność i jak potrzebna.
I wieczór przychodzi. A wieczorem kolacja, też razem. Chyba, że mąż późno z pracy wraca, to obiad jest kolacją. Ale razem. I dzbanek gorącej herbaty na stole, bo w takie wieczory to napój obowiązkowy. I film, albo i nie film. I często siedzimy i nic nie robimy. I odpoczywamy. I rozmawiamy. I tak codziennie, dzień w dzień. Nic nadzwyczajnego wydawałoby się. A może to wyjątkowe, że tak możemy - być ze sobą i mieć obok kochanego człowieka do rozmowy. 

To scenariusz pracowitego dnia. Przyznaję się ze skruchą, że czasami "robię nic" przez większość czasu. A innym razem biegam ze ścierką, prasuję i naczynia zmywam raz po raz. Niewielkie to jednak różnice. I mało wyjątkowe. Ale o to dzisiaj chodzi. Żeby wyjątkowe było to, co jest codziennie i zwyczajne. Jak spojrzymy w ten sposób, to każdy dzień będzie ważny. Ważny, choć (nie)zwyczajny.


Wiesz już o tym, że Twój dzisiejszy dzień też jest (nie)zwyczajny? 

P.S. I nie zawsze musi być perfekcyjnie. Dziś łóżko nie zaścielone i naczynia nie pozmywane do końca. Ale czasami sobie pozwalam. Usprawiedliwiam się upieczonym ciastem i kawą, którą przygotowałam mężowi, bo lubi. To też ważne :)


You Might Also Like

10 komentarze

  1. Tak też staram się dostrzegać coś szczególnego w danym dniu... punkt widzenia zależy od nas. Lubię te ciemne poranki kiedy wstaję o 6:00 :)

    Marto mam pytanie - czy masz kogoś w swoim gronie znajomych kto jest po filologii germańskiej? Niby mam jeszcze czas ale powoli robię rozeznanie gdzie mogłabym zrobić mgr. Marzę o Krakowie choć się jeszcze waham przez ten nieszczęsny smog, bo przyznam że nie chciałabym się rozchorować. W życiu różnie bywa dlatego staram się robić powoli research bo kto wie gdzie wyląduję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - punkt widzenia zależy od nas :)

      Niestety nie mam znajomych germanistów, także nie mogę pomóc w tej kwestii. A sprawa Krakowa zasmuca, bo uwielbiam to miasto!

      Usuń
    2. Marto byłam w niedzielę w Warszawie. Miasto bardzo mi się spodobało, choć przyznam że wcześniej byłam sceptycznie nastawiona. Chciałam się jeszcze Ciebie zapytać czy nie masz kogoś wśród znajomych kto studiuje (bądź studiował) psychologię w Warszawie? Nad tym kierunkiem też się zastanawiam ale w tym wypadku wchodzą studia w trybie zaocznym. Byłabym Ci wdzięczna za odpowiedź.
      Pozdrawiam przyszłych rodziców i iskierkę w brzuchu! :-)

      Usuń
  2. To nie nuda i rutyna, tylko cudowna stabilizacja. :) uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam!! I stabilizację i kubek :) :) :)

      Usuń
    2. A propo kubka... widziałam dzisiaj miseczki w Kauflandzie w Nysie z identycznym wzorkiem i nawet w tym samym kolorze!

      Usuń
  3. TAK BARDZO UWIELBIAM CZYTAĆ TWOJEGO bloga!

    OdpowiedzUsuń
  4. TAK BARDZO UWIELBIAM CZYTAĆ TWOJEGO bloga!

    OdpowiedzUsuń
  5. Miło było zawitać do Twojej codzienności, poczułam się jakbym rzeczywiście była u Was w domu :) a u mnie na co dzień wiewiórki po dachach i ogrodzie latają :D

    OdpowiedzUsuń

Popular Posts

Like us on Facebook

Flickr Images

Instagram

Subscribe